Geniusze od Antoniego myśleli, myśleli, aż wymyślili. Taką bombę, która zostawia jak najmniej śladów, która wybucha, a tak jakoby jej nigdy nie było. Ten, który kazał ją podłożyć i odpalić, jednocześnie rozpylił sztuczną mgłę, blokując w kluczowym momencie układ hydrauliczny tupolewa oraz zmusił nieszczęsnych kontrolerów lotu do zastawienia śmiertelnej zasadzki. Polegała ona na tym, żeby przekornych Polaków konsekwentnie informować o braku warunków do lądowania. Dochodzimy więc do konstrukcji, w której morderca, czy też raczej mordercy użyli wielu zabójczych środków naraz, wychodząc z założenia, że strzeżonego Pan Bóg strzeże. Na żaden z nich nie ma śladu dowodu, ale to nie problem: zbrodniczy mózg już o to zadbał w pierwszej kolejności. Nic podobnego nigdy w historii światowych zamachów się nie zdarzyło, ale tym gorzej dla tej historii.
Ustalmy jedno: to już nie jest radosna twórczość zespołu parlamentarnego, to oficjalne stanowisko organów naszego państwa. Publikując swój niezwykły filmik podkomisja Macierewicza brnie w straszliwe idiotyzmy w pełni państwowego majestatu, używając do tego autorytetu Komisji Badania Wypadków Lotniczych, MON-u, Woskowej Akademii Technicznej i wojska jako całości; prezes zaś powtarza je literalnie - "z niemal całkowitą pewnością" - na rocznicowym wiecu, traktując jak prawdę objawioną i przydając im walor całkowicie oficjalnej wersji wypadków. Od tej chwili nie znajdziemy już pisowskiego oficjela, który by się odważył od tej bredni publicznie zdystansować.
Jednocześnie prokuratura oskarża kontrolerów o "umyślne sprowadzenie katastrofy", co nie może mieć innego sensu niż oskarżenie Rosjan o zamach na prezydenta i jego towarzyszy. Nie zostało to wprost powiedziane ani napisane, ale innej możliwości zwyczajnie brakuje. Podkomisja we wspomnianym filmiku z naciskiem podkreślała nadzwyczajną jakość i profesjonalizm sprzętu do naprowadzania samolotów na Siewiermym, jakim dysponowali przerażeni kontrolerzy w swojej budzie i najbliższej okolicy. Musiał być niezwykle profesjonalny, żeby uwiarygodnić w pełni świadomą zasadzkę - nic to, że obie prehistoryczne radiolatarnie wraz z radarem pamiętały Breżniewa.
Nie jestem pewien, czy wszyscy czujemy różnicę między sytuacją sprzed chociażby trzech lat a obecną, tudzież jej związek z niedawnym głosowaniem w Brukseli. Czym innym są majaczenia, iluminacje czy akty strzeliste posłów opozycji zbijających polityczny kapitał na tragedii, czymś zupełnie innym ustalenia państwowej komisji i prokuratury. Różnica jest olbrzymia, a dotyczy odpowiedzialności za państwo i wszystkich jego obywateli. Państwowa logika jest nieubłagana: powinniśmy natychmiast poinformować o tych złowrogich ustaleniach naszych sojuszników w NATO i przyjaciół w Unii Europejskiej, powinniśmy przynajmniej wycofać naszego ambasadora z Moskwy i oczekiwać w tej mierze zrozumienia i lojalności naszych partnerów. Co do Brukseli - oczywistym się staje, że tak jak w świetle enuncjacji naszych śledczych Putin jawi się jako główny podejrzany, tak w świetle ustaleń państwowej przecież komisji aktem oskarżenia może być objęty obecny przewodniczący Rady Europejskiej. Trudno udawać, że nie dostrzegamy tych implikacji.
Jest naturalnie inna ewentualność, na którą zapewne liczy prezes Kaczyński - że nikt tego w Europie i na świecie nie potraktuje poważnie: ot takie tam zagrywki na użytek wewnętrzny. Jeśli tak, to miejmy świadomość, że stajemy się pośmiewiskiem cywilizowanego świata, a do wyniku 27:1 powinniśmy raczej przywyknąć, bo nikt w tym świecie nie używa katastrofy komunikacyjnej do oskarżenia o zbrodnię przywódcy ościennego mocarstwa i własnego byłego premiera. Jeśli naczelnik uważa, że wyłga się z tej sytuacji tanim kosztem, to bardzo się myli.
I jeszcze dwie rzeczy: pierwsza dotyczy wielokrotnie już omawianego geniuszu politycznego prezesa - jaki sens ma na miłość boską pełne uwiarygodnianie bredni Macierewicza i jego komisji we wtorek, po to, by w środę rzucić mu się do gardła pod pretekstem Misiewicza? Czy we wspomniany wtorek nasz geniusz nie powinien chwilę się nad tym zastanowić? Czy to ma być kolejny majstersztyk politycznej spójności? Druga sprawa to myślący pisowcy, ludzie z tamtej strony barykady używający rozumu; od chwili upaństwowienia smoleńskich fantazmatów wszyscy funkcjonariusze, urzędnicy, nawet kooperanci tej władzy będą zmuszeni dzień w dzień udawać idiotów - udawać, że bomba termobaryczna ciężko uszkodziła im mózgi.
Paweł Kocięba-Żabski