Smuta spadła na antypisowską Polskę w nowym roku znienacka, choć wtajemniczeni mądrale przygotowali ją z odpowiednim wyprzedzeniem - w końcu rezerwacje biletów na Maderę dostępne są zainteresowanym oficerom de facto online, a felerne fakturki pana Mateusza miesiącami czekały na właściwy moment. To, że zdołał pokłócić się z większością zarządu, mogłoby wskazywać na kontrolowany wyciek, jednak pamiętajmy, że każdą fakturę KODu bierze pod lupę skarbówka, a za jej uprzejmym pośrednictwem służby. Kierownictwo PiS słusznie uznało, że właściwsza okazja może się nie trafić.
Nie wiadomo, co bardziej podziwiać: beztroskę graniczącą ze skretynieniem opozycyjnych liderów czy też niezrównaną obłudę żurnalistów ogłaszających koniec KODu i Nowoczesnej. A żeby tak wzięły się śledcze orły z Onetu i innych redakcji za państwowe spółki, których wszechstronny audyt Kamiński rozpoczął pół roku temu albo za bankrutujący ZUS! Znacznie prościej jednak żerować na gotowcach podrzuconych przez usłużnych funkcjonariuszy, strojąc przy tym srogie miny katonów.
Strach pomyśleć jednak, jak Petru czy Kijowski zachować się mogą w sytuacjach groźniejszych, na przykład na czele państwa; myślenie na dwa ruchy do przodu wyraźnie przekracza ich możliwości, a to już nie jest kwestia nauki, lecz wrodzonych umysłowych kwalifikacji. Smutna to konstatacja, bo chodzi tu o jedynych u nas pierwszoligowych liderów młodego pokolenia, jacy objawili się po dobrej zmianie. Nieprzypadkowo mistrzunio zakulisowych operacji wicemarszałek Bielan obrabiać zaczął Ryszarda właśnie, suflując mu wyjście z sejmowego klinczu poprzez przyjęcie opozycyjnych poprawek do budżetu przez senat - wyraźnie zagrał tu na próżności Petru, któremu zależało na "ojcostwie" pomysłu i ubiegnięciu Schetyny, szczególnie po sylwestrowych wojażach. Nie przeszkadzało mu zupełnie ani to, że pomysł należał do Kosiniaka-Kamysza, ani też istotniejszy fakt, że tanio legalizuje w ten sposób bezprawie na sali kolumnowej. Byle szybko do kamer, byle wyprzedzić konkurentów i pokazać publice, że on nie jest od siedzenia w wyciemnionej i wyziębionej sali plenarnej, jeno od zakulisowej strategii dla kraju.
Jakie korzyści wynieść ma z tej konstrukcji opozycja i rosnący w siłę obywatelski ruch sprzeciwu? Nad tym Petru nie zdążył się zastanowić, bo Kaczyński za darmo legalizuje w ten sposób budżetową groteskę z 16 grudnia, pokazując jednocześnie urbi et orbi swą przyjazną i dobrotliwą twarz. Na sali kolumnowej pod presją rozdrażnionego prezesa marszałek Kuchciński popełnił wszystkie możliwe błędy: widać je gołym okiem w nieszczęsnym protokole, w którym głosy liczą nieobecni posłowie, znalazł się także przecież (a wcale nie musiał) wykrzyczany w rozgardiaszu wniosek Nitrasa o indywidualne głosowanie poprawek. Jeśli dodać do tego podpisywanie listy obecności przez Ziobrę, Kamińskiego, Zielińskiego i kilkunastu innych godzinę po zakończeniu obrad (złamanie regulaminu, ale też oczywiste przestępstwo przeciwko dokumentom), opozycja dostała od PiS naprawdę mocne karty; jak zawsze, gdy uda się wyprowadzić Kaczyńskiego z równowagi.
Polityk od tego jest, aby mocne karty rozgrywać, nie rzucać ich przedwcześnie na stół. A co ze zjednoczoną opozycją? Jest to wartość bezwzględnie kluczowa dla przyszłości, jedyna chyba mocna strona dwutygodniowego wysiadywania w sali plenarnej - młodzi PO i Nowoczesnej poczuli siłę, jaką daje wspólna opozycyjna tożsamość zjednoczona z ruchem obywatelskim, przeżyli wreszcie antypisowski bunt pokoleniowy. Boi się tego słusznie Schetyna, który wyraźnie stracił inicjatywę na rzecz młodych radykałów; na tej fali powinien popłynąć Petru, jako (teoretycznie) ich naturalny lider. Zamiast tego demonstruje portugalską prywatę i daje się nabierać na gierki Bielana. Oj, łaknie nasza opozycja zdolnych liderów jak kania dżdżu; kłócić się o premiera będą potem, na razie idzie ku temu, że Jarosław rozegra ich jak dzieci.
Problem wątpliwego budżetu dotarł do Kaczyńskiego już przed świętami. Całe życie zajmował się skłócaniem i dzieleniem politycznych przeciwników oraz własnego otoczenia, do perfekcji to opanował, jednak zawsze odbywać się to miało na jego warunkach. Koszmarne błędy popełnione na sali kolumnowej powodują, że warunki niekoniecznie są jego, a potencjalne ryzyko trudno obliczyć. Aparat PiS pragnie we względnym komforcie spożywać owoce zwycięstwa, spokojny o to, że góra wie, co robi. Niezrozumiała awantura o legalność budżetu podrywa autorytet rządu i kierownictwa ("przecież mamy bezpieczną większość do cholery"), jednocześnie skutkować może wszystkim albo niczym, zależnie od rozwoju sytuacji międzynarodowej. Gdyby w razie zaostrzenia konfliktu z Brukselą ktoś szukał pretekstu do zablokowania funduszy unijnych dla Polski, lepszego nie znajdzie. To samo dotyczy obsługi zadłużenia i Bóg wie, czego jeszcze.
Bielan nie przypadkiem dostał zielone światło na swoje podchody - opozycja powinna po pierwsze pilnować jedności, po drugie chłodno kalkulować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz