czwartek, 11 stycznia 2018

Wybory przedterminowe w kwietniu?

   Moim zdaniem - a nie będę tu przesadnie odkrywczy - na przedterminowe wybory parlamentarne namawia Kaczyńskiego Victor Orban. Mówi mu tak: popatrz Jarosławie na nasz węgierski przykład; zbudowałem folwark (osobistą dyktaturę, system autorytarny, jak kto woli) dużo lepszy od twojego i co? I nic, Unia przymknęła na to oko, bo mam większość konstytucyjną. Kaczyński znakomicie zdaje sobie sprawę, że w sprawie uzyskania tej większości (może z Kukizem?) działać trzeba teraz albo nigdy. Po pierwsze dlatego, że artykuł 7 to nie żarty, Bruksela nie zadowoli się cywilizowaną angielszczyzną Morawieckiego i wstrzymaniem (względnie ograniczeniem) wycinki puszczy. Będzie chciała wyraźnych ustępstw na froncie sądowym. I co wtedy? Kaczyński ma to przemyślane w najdrobniejszych szczegółach. Komisarze oraz Berlin i Paryż skupią się na Sądzie Najwyższym i KRS, gdy każde dziecko wie, że o wszechwładzy Nowogrodzkiej decydują sądy powszechne, o których nikt już nie pamięta. Ziobro wymienił ponad stu prezesów, do końca kwietnia (termin określony w ustawie) wymieni pozostałych. Kaczyński ewentualnie cofnie się o krok w kwestii przerwania kadencji SN i KRS, albo nie zrobi nawet tego. Jego prawdziwą odpowiedzią będzie szybkie uzyskanie większości konstytucyjnej, która - tak jak było w przypadku Budapesztu - wytrąca Unii z ręki kluczowy argument niekonstytucyjności pisowskich "reform". To dopiero będzie wist, godny politycznego hazardzisty, naszego maestro suspensu!
   Postępujący rozkład opozycji, jaki po raz pięćdziesiąty piąty obserwowaliśmy w środę w sejmie, w oczywisty sposób upewnia prezesa w słuszności orbanowej diagnozy i skłania do pośpiechu. To, że klub Nowoczesnej może nie słuchać - i też nie bać się specjalnie- świeżego i nieopierzonego póki co tandemu Lubnauer/Gasiuk-Pihowicz, to jeszcze możemy zrozumieć, choć z trudem, skoro szło o piekielnie ważny dla autorytetu opozycji projekt "Ratujmy kobiety". Ale kompletne zlekceważenie ogłoszonej przez Schetynę dyscypliny przez kilkudziesięciu posłów PO przechodzi już wszelkie wyobrażenie. Grzegorz nigdy nie był politycznym wizjonerem (żeby rzecz ująć delikatnie), ale za to dyscyplinę trzymał żelazną ręką i taka właśnie była jego rola w duecie z Tuskiem. Co się stało, to się nie odstanie, kompromitacja opozycji jest całkowita, a potężna energia Czarnego Protestu pójdzie w rozkurz. A czemuż to polskie parasolki, które jako jedyne zmusiły naczelnika do wykonanej chyłkiem rejterady, miałyby przejmować się opozycją, skoro 58 posłów PiS (w tym Kaczyński, Terlecki, Błaszczak i Macierewicz) głosowali za skierowaniem projektu do komisji, a mniej więcej tyle samo parlamentarzystów PO i N tego nie uczyniło? Ktoś wie, o co tu chodzi? Kaczyński to widzi, czuje dramatyczny rozkład przeciwnika i być może zagra zaraz o całą pulę.
   Na razie wiemy tyle, że posiedzenie budżetowe planowane jest na 24 stycznia, czyli na absolutnie ostatnią chwilę. Jeżeli okaże się, że nowi ministrowie mają za mało czasu na analizę swoich działów, wejdziemy płynnie w luty. A to oznacza, że zgodnie z art. 225 Konstytucji prezydent może (wręcz powinien) rozwiązać parlament i ogłosić przedterminowe wybory. Wtedy - od chwili ich ogłoszenia - mamy 30 dni na zarejestrowanie list. Oznacza to, że koalicja demokratyczna - jakby jej nie definiować - ma realnie tydzień na dogadanie parytetów i konkretnych nazwisk. Czy jest do tego zdolna? Jeżeli Kaczyński pójdzie na podobne ryzyko, rychło się przekonamy. Sądząc po środowej sprawności i atmosferze oraz poziomie zaufania panującym w trójkącie Schetyna-Lubnauer-Petru, można to spokojnie miedzy bajki włożyć.
   Mści się teraz koszmarne lenistwo a może i zła wola, które przez długie miesiące towarzyszyły międzypartyjnemu dialogowi (?), bo przecież nie poważnym negocjacjom. A przeciwnik to widzi i wyciąga wnioski dla siebie. Szczególnie, że na czele rządu stoi w tej chwili żelazny wykonawca, nawykły do efektywnej pracy po kilkanaście godzin na dobę. 
   Kaczyński może się jeszcze cofnąć, pomny błędu, jaki zrobił w 2007 roku, stawiając - wtedy niepotrzebnie  - wszystko na jedną kartę. Różnica jednak jest taka, że ma trzykrotnie silniejsze karty w ręku i narastający problem z artykułem 7. Albo się wyraźnie cofnie - czego nienawidzi - albo musi szukać ucieczki do przodu, pokerowej zagrywki, które dla odmiany uwielbia. A wtedy niech nas Bóg ma w swej opiece!
Paweł Kocięba-Żabski
Więcej na stronie obywatelerp.org

9 komentarzy:

  1. Tylko, że problem z art. 7 dotyczy czynów, które zostały jednoznacznie ocenione i tego cofnąć się nie da… będzie debata i postępowanie. Cofnięcie się jest możliwe, tylko w przypadku ogłoszenia wyroków TK i nowe ustawy sądowe, naprawiony w sposób nienaruszający Konstytucji… Kaczyński mógłby to zrobić?? A po co? Przecież mają już wszystko, co chcieli. Wszystkie struktury państwowe, Prokuraturę, Sądy i kasę. W jakim jeszcze celu potrzebna jest większość konstytucyjna? Dzisiejsza sytuacja polityczna daje okazję na świetny wyborczy wynik. Jednak po lekcji, jakiej doświadczył i ośmiu latach w opozycji, dzisiaj na takie ryzyko nie pójdzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiemy tego, to polityczny hazardzista, który uwielbia grać ostro i czerpie z tego niemal seksualną satysfakcję. Rutyna i administrowanie śmiertelnie go nudzą. A po co miałby to robić? Z wielu powodów. Bo jest okazja, ekstremalna rozsypka opozycji nie będzie trwała wiecznie. Z powodu art.7, bo przecież chodzi głównie o łamanie Konstytucji, łamanie traktatów unijnych jest jednak w tle, sprawa nie jest całkowicie jednoznaczna. Macie pretensje? Proszę bardzo, my zmieniamy konstytucję. Możemy nawet, żeby zadowolić Brukselę wprowadzić trzymiesięczne moratorium w sprawie KRS i SN. Potem zmieniamy Konstytucję i moratorium wygasa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja cały czas przypominam, co się stało rok temu w UK. Przewaga Torysów miała być największa od 100 lar, opozycja w rozkładzie, Corbyn nie mógł dogadać się z własnymi parlamentarzystami... Po cichu a nawet coraz głośniej mówiło się o podziale Labourzystów, Mayówa pozowała na drugą Maggie Thatcher... I stało się to, co w Polsce w 2007 r. – do wyborów poszli młodzi, którym Brexit i pauperyzacja przeszkadzały bardziej niż neostalinowskam twarz Corbyna. U nas będzie tak samo, bo wierzę w pełną mobilizację antypisowców, którzy są w stanie zagłosować na wszystko poza PiS lub Kukizem. Kaczyński to doskonale wie, bo już to przerabiał, a słabość opozycji wbrew pozorom nie jest tu najważniejsza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak Kiciorze, ale Pana Bogu trzeba dać szansę - jest nią wspólna lista antyPiSu. W innych warunkach sukcesu nie będzie, może być ewentualnie tak zwana honorowa (bo niewysoka) porażka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe czy UE też zaakceptowałaby politykę Adolfa Hitlera. Przecież on i jego NSDAP wygrała demokratyczne wybory i do 1945 utrzymała większość parlamentarną.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kaczyński może i chciałby wcześniejszych wyborów oraz większości konstytucyjnej, bo nowe państwo to jego marzenie, ale zakon mu to wyperswaduje. Im wystarczy taki stan rzeczy, jaki jest teraz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Całkiem możliwe. Kaczor sondował w tej sprawie Morawieckiego i też spotkał się z dużym sceptycyzmem.

    OdpowiedzUsuń
  8. No właśnie.
    Pożyjemy - zobaczymy.
    Cały czas wierzę, że w obliczu bezpośredniego zagrożenia opozycja się zjednoczy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest 30 dni na zarejestrowanie list. Może zwyczajnie nie zdążyć: parytety i personalia. To poważny argument za szybką akcją z punktu widzenia PiS.

    OdpowiedzUsuń