Polityczny cel prawyborów jest jasny jak słońce na niebie: stworzenie najszerszej możliwej koalicji demokratycznej z udziałem partii, ruchów społecznych, NGOSów i aktywnych obywateli. Koalicja ta musi spełniać dwa podstawowe warunki - odnowiony i realny społeczny mandat oraz czytelny, zrozumiały i szeroko akceptowany mechanizm wyłaniania listy wyborczej. Społeczny mandat tu i teraz dać mogą tylko prawybory, w żadnym wypadku nie dyktat partii najsilniejszej ani też zakulisowe ustalenia liderów. Zaangażowanie ludzi w ten proces, prawyborcza frekwencja przekraczająca minimum 5% uprawnionych, ale w optymalnym kształcie taka jak we Francji, Włoszech i USA czyli kilkunastoprocentowa, wszystko to ma przełamać nieufność elektoratu do opozycyjnych elit i - co niebagatelne - oddziałać również na wyborców PiS. Ludzie w terenie widzą przecież doskonale, jakie są mechanizmy kreowania kandydatów, czy w przypadku wyborów proporcjonalnych - listy wyborczej. Jeżeli w PiSie decyduje naczalstwo w wąskim gronie, niech w obozie demokratycznym zdecyduje wyborca w przejrzystym i całkowicie transparentnym procesie.
Cel polityczny jest więc precyzyjnie zdefiniowany i trudny do podważenia, natomiast skomplikowana jest sama prawyborcza materia. W dużym uproszczeniu przedstawia się ona tak: wybory samorządowe mają być dla tej idei poligonem i próbą generalną, właściwa bitwa rozegra się przed wyborami parlamentarnymi w 2019. Obecna ordynacja, z zachowaniem ordynacji większościowej i dwuturowej w gminach, nie wymusza prawyborów bezpośrednio, bo w każdym przypadku dopuszcza zjednoczenie głosów w drugiej turze. W miastach, miasteczkach i małych gminach prawybory stanowią więc doskonały poligon i święto demokracji uczestniczącej i zaangażowanej, nie są jednak politycznie niezbędne. Inaczej jest z wyborami do sejmików - piekielnie ważnymi w kontekście ogromnych pieniędzy unijnych w Regionalnych Programach Operacyjnych - i wyborami do rad powiatów. Tu logika wyborcza jest bardzo podobna do parlamentarnej, tutaj bez stworzenia - z odpowiednim wyprzedzeniem - stabilnej i silnej koalicji, niczego się nie ugra. Kaczyński liczy na to, że Schetyna nie skonstruuje szerokiego porozumienia, zadowalając się względnym sukcesem PO w Polsce zachodniej. Jak na razie rachuby prezesa pięknie się sprawdzają.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Prawybory w małej gminie może zorganizować i przeprowadzić grupa wolontariuszy, przy niewielkiej pomocy samorządu. Ten model należy bezwzględnie przetestować w kilkunastu czy kilkudziesięciu miejscach, wymaga to jednak ogromnego wysiłku organizacyjnego i - mówiąc szczerze - nie gwarantuje powodzenia. Powodzenia, czyli po prostu znaczącego udziału obywateli, którzy podpiszą deklarację demokratyczną. Z tego punktu widzenia lepiej przeprowadzić je w dziesięciu gminach perfekcyjnie, niż spartolić w stu czy dwustu. Sama akcja informacyjna przed prawyborami to tygodnie chodzenia od drzwi do drzwi i przekonywania do idei miejscowych autorytetów. Jeżeli się tej pracy nie wykona, albo wykona ją po łebkach, zaszkodzimy tylko idei prawyborów. Przeciwnik - niekoniecznie PiS - wykorzysta każdy podobny błąd bezlitośnie, kompromitując przedsięwzięcie jako nieodpowiedzialne mrzonki niepoprawnych idealistów. Stąd w gminach małych musi obowiązywać zasada obecna na każdym porządnym poligonie: lepiej mało, ale perfekcyjnie z wielokrotnym wyprzedzającym testowaniem systemu, niż masowo, na żywioł, za to z ryzykiem publicznej kompromitacji.
Inaczej rzecz się przedstawia w dużych i średnich miastach. Tutaj - gdy ilość lokali prawyborczych musi pójść w dziesiątki i setki, niczego się nie zrobi bez pełnej i lojalnej współpracy oraz wszechstronnej pomocy samorządowej administracji. Prezydent czy burmistrz natychmiast stanie wtedy wobec groźby prokuratorskiego oskarżenia o niegospodarność i przekroczenie uprawnień, praktycznie eliminującego go z walki o reelekcję. Nikt się na to nie zdecyduje bez wsparcia najwybitniejszych autorytetów prawniczych i twardego stanowiska Unii w tej sprawie. Bezpieczeństwa odważnemu prezydentowi nie zapewnimy nigdy w stu procentach, natomiast trzeba zapewnić go w wiarygodny sposób, że nie zostanie z problemem sam, naprzeciw wrogiej potęgi państwa. Wrocław, Poznań, Gdańsk? We wszystkich tych miastach prawybory bardzo by się przydały, bo nie ma w nich po stronie demokratycznej tak zwanych pewniaków. Dyskusja z włodarzami na ten temat musi być odpowiedzialna i jasno określająca ryzyka dla strony samorządowej. Wracamy tu do punktu wyjścia: lepiej przeprowadzić operację z niemiecką perfekcją w jednym ośrodku, niż nieudolnie w dziesięciu.
Prawyborów sejmikowych nie przeprowadzimy bez wsparcia i świadomego współudziału partii. Skoro tak, należy ich praktyczną potrzebę wprowadzić natychmiast i jak najmocniej do debaty publicznej, wywierając wszechstronną i skuteczną presję na partyjnych liderów. Jeśli się na takie rozwiązanie nie zdecydują (brak czasu, doświadczeń czy polskich precedensów), to na nich spadnie odpowiedzialność za porażkę. W skali kraju w sejmikach PiS pokonać może przecież tylko bardzo szeroka koalicja, na pewno nie porozumienie dwóch partii liberalnych, zawarte jeszcze w ostatniej chwili i w atmosferze wzajemnego braku zaufania.
Podsumowując: prawdziwa bitwa o wielką koalicję i mechanizm jej tworzenia rozegra się za kilkanaście miesięcy. Gdyby została wygrana, to partie w sporej części sfinansują i zorganizują prawybory, mają przecież po temu i środki i wykonawczy aparat. Przed wyborami samorządowymi trzeba wprowadzić ideę do powszechnego obiegu, przekonać do niej opinię publiczną oraz ogólnopolskie i lokalne autorytety i za wszelką cenę nie dopuścić do żadnej organizacyjnej czy frekwencyjnej porażki, ani wpadki. Słowem lepiej mniej, ale bez pudła. Prawybory stanowią bowiem - oprócz mądrego minimum programowego i odpowiedzialnej postawy liderów (nie tylko partyjnych) - najważniejsze spoiwo i motor obywatelskiej koalicji, która ma odsunąć PiS od władzy i stworzyć Konstytuantę. Operacji tej nie wolno pod żadnym pozorem zepsuć ani skompromitować.
Paweł Kocięba-Żabski
Jeżeli prawybory miałyby dojść do skutku, to można byłoby pójść krok dalej i przeprowadzić je według zmodyfikowanej ordynacji wyborczej. Obecna ordynacja preferuje silne partie a ignoruje głosy obywatelskie.
OdpowiedzUsuńPozwalam sobie zamieścić swój tekst w którym poruszam ten temat i proponuję zmiany w ordynacji.
https://www.facebook.com/marek.trybut/posts/1155982874538077
Dziękuję serdecznie Panie Marku, to wartościowy materiał. Problem nowej ordynacji, proobywatelskiej a nie faworyzującej wielkie partie to jeden z czterech - obok ustawy o partiach, ustawy o mediach publicznych i gwarancji utrzymania socjalnego kursu - głównych punktów ewentualnego minimum programowego koalicji demokratycznej.
OdpowiedzUsuńObóz Prodemokratyczny – Partie i pozostałe organizacje
OdpowiedzUsuńJest jeden Cel – wybory parlamentarne i do samorządowych
1. Stworzenie najlepszego mechanizmu wyborów a możemy np. poprzez
a. „Prawybory”
b. zakulisowe rozmowy partyjne
2. Zbiór kandydatów do wyborów - lepszych kandydatów wybierzemy ze zbioru ?
a. Wybieramy ludzi z list partyjnych ( np. Wrocław)
b. Wybieramy kandydatów z list partyjnych + pozostałe organizacje
3. Program – który program będzie bardziej akceptowalny przez wyborców
a. Program każdej partii
b. Wspólny program - partie + pozostałe organizacje
4. Praca przed wyborami – ilość zaangażowanych ludzi
a. Każda partia robi na własna rękę
b. Robimy wspólnie – więcej zaangażowanych ludzi o 200 tys. ? 100 tys.?
Który wariant da lepszy wynik wyborów - wariant A czy B da lepszy rezultat ?
Dlaczego wariant B nie przejdzie raczej wiadomo, partie opowiedzą się za wariantem A
Czy mamy mimo wszystko organizować wariant B – TAK, bo będzie to początek wartościowych wyborów po przegranej w wyborach samorządowych jak i parlamentarnych i by można było rozliczyć partie aktualnie opozycyjne!.
Dlaczego tak się stanie – bo nie ma człowieka „Przywódcy”, który by mógłby wytłumaczyć że jest sytuacja nadzwyczajna i schowanie partyjnych barw na rzecz ogólnego interesu da wymierny, oczekiwany efekt.
Do prawyborów stanąć może każdy, kto podpisze deklarację demokratyczną. Wynik - przy zachowaniu minimum 5% frekwencji jest jasny i trudno go przegranym zakwestionować. Zakulisowe rozmowy nie spełniają tego kryterium i ich uczestnicy - znamy ich aktualną polityczną i ludzką klasę - mogą się zwyczajnie nie dogadać i pokłócić. Schetyna tak naprawdę nie chce partnerskiej koalicji, ewentualnie może zaakceptować porozumienie, w którym dyktuje warunki jednoosobowo. Tak się mają sprawy w telegraficznym skrócie.
OdpowiedzUsuń