Rzeszowski kongres, mający zjednoczyć polski biznes z prezydentem Dudą i rządem PiS, obradował w atmosferze nieuchronnej dwuznaczności. Płynące ze złotych ust pierwszego wicepremiera (chyba się Gliński z Gowinem nie obrażą) wezwania "kochajmy się", okraszone "konstytucją", którą zawiesić on każe w każdym urzędzie skarbowym, zderzyły się bowiem z gwałtownym tąpnięciem drugiego półrocza (niecałe 2,5% wzrostu PKB wobec zakładanych w budżecie 3,8), a jeszcze bardziej z interpretacją tego zjawiska, którą Kaczyński ogłosił w rządowej telewizji na dwie godziny przed uroczystym otwarciem imprezy. Naczelnik nie przebierał w słowach: o słabiutki wynik oskarżył sabotażystów-prezesów prywatnych firm i ich kolegów-sabotażystów w samorządach. - Ci panowie - powiada - blokują inwestycje, bo liczą na powrót starego porządku, ale się go nie doczekają.
Ludzie przyjechali, żeby z pierwszej ręki dowiedzieć się czegoś o przyszłorocznych podatkach; usłyszeli jak zwykle farmazony dwóch figurantów, którzy jeszcze nie zostali poinstruowani, jak wyglądać będą konkrety.
Ludzie przyjechali, żeby z pierwszej ręki dowiedzieć się czegoś o przyszłorocznych podatkach; usłyszeli jak zwykle farmazony dwóch figurantów, którzy jeszcze nie zostali poinstruowani, jak wyglądać będą konkrety.
Dwugłos Naczelnika i wicepremiera tym bardziej uderzał po uszach, że Morawiecki przyzwyczaił już publiczność do swej wątpliwej jakości poezji, a Kaczyński z Ziobrą trzymają się jednak konsekwentnie prozy. Wicepremier najpierw bajał o milionie polskich elektrycznych bolidów i przyszłej potędze naszych narodowych czeboli, potem wizje jego zwróciły się ku kumulacji oszczędności rodaków, którą pisiorska władza obróci w wielkie inwestycje, przyćmiewające przedwojenny COP z Gdynią Kwiatkowskiego. W międzyczasie premier Szydło przeprowadziła socjalne rozdawnictwo za ponad 150 mld licząc (lekko) do końca kadencji, a sam Morawiecki pracowicie kompromitował się kolejnymi prognozami wzrostu PKB, sprzężonego przecież bezpośrednio z przychodami budżetu: w maju zapewniał, że będzie 3,8, pod koniec lata pewne i pancerne 3,4, we wrześniu natomiast, że z całą pewnością będzie powyżej 3. Gdy się okazało, że w trzecim kwartale nie ma nawet 2,5, oświadczył, że przyrost PKB nie ma w gruncie rzeczy znaczenia, a budżet jest i pozostanie niezagrożony. Mówiąc językiem przedszkolaków: wydamy dużo więcej, długofalowo zarobimy dużo mniej, lecz to nie szkodzi, bo i tak będziemy potężnie inwestować.
Dodać też należy, że to gwałtowne załamanie wzrostu dotyczy jedynie Polski, stanowi oczywisty rezultat pisowskiej polityki - dla porównania analogiczne wyniki najbardziej uderzonych kryzysem Irlandii i Hiszpanii to odpowiednio 4,1 oraz 3,2.
Dodać też należy, że to gwałtowne załamanie wzrostu dotyczy jedynie Polski, stanowi oczywisty rezultat pisowskiej polityki - dla porównania analogiczne wyniki najbardziej uderzonych kryzysem Irlandii i Hiszpanii to odpowiednio 4,1 oraz 3,2.
Wicepremier wraz z prezydentem Dudą w rzeszowskiej "konstytucji biznesu" bają teraz o chwalebnym niedziałaniu prawa wstecz, domniemaniu niewinności, rozstrzyganiu wątpliwości na korzyść podatnika, ograniczeniu kontroli i przyjaznej do bólu skarbówce; w tym samym czasie przez sejm migiem przechodzi komplet ustaw tzw. uszczelniających VAT, po których przyjęciu kolejnych 50 tysięcy naszych firm odnajdziemy zaraz po czeskiej i słowackiej stronie. Przewidują one m.in. 25 lat więzienia za oszustwo dużej skali (razi niewspółmiernością, ale teoretycznie uderzy w gangi), bezwzględne więzienie za wystawienie "pustej" faktury, przepadek mienia dla firm księgowych w razie wykrycia nieprawidłowości; wcześniej już Ziobro przeforsował możliwość zajmowania kont i komisarycznego zarządu dla podmiotów, którym podległy mu prokurator zarzuci pochodzenie jakiejkolwiek części obrotu z działalności przestępczej - trzeba mieć w związku z tym prześwietlonego każdego kontrahenta. Pozostaje życzliwie polecić naszym przedsiębiorcom intensywne trenowanie sportów ekstremalnych.
Wnioski narzucają się same: złotousty wicepremier służy głównie do mydlenia oczu naiwnym, Kaczyński już całkiem serio chce przykręcić przedsiębiorcom śrubę, traktując ich jako element genetycznie podejrzany ("jeśli ktoś u nas ma pieniądze, to skądś je ma"), względnie dojną krowę na potrzeby socjalnego rozdawnictwa. Załamanie inwestycji jest naturalną reakcją właścicieli firm na niepewność sytuacji i reguł gry. Konia z rzędem temu, kto powie coś mądrego o przyszłorocznych podatkach: w tej mierze Kowalczyk opowiada swoje, Morawiecki swoje, wszystko przykrywa wspaniała wizja podatku jednolitego, o którym nic nie wiadomo, poza tym, że rosnącą dziurę czymś trzeba będzie zasypać. Wielkie inwestycje infrastrukturalne wyglądają fatalnie, bo wymienione ministerialne kadry boją się własnego cienia, samorządy wojewódzkie przeszły niedawno "rutynowe" kontrole CBA, a gminne już myślą o kosztach reformy oświatowej.
Jednym słowem - przychody budżetu będą maleć, wydatki znacząco rosnąć, z giełdy już wyparowało 50 miliardów; wszystko to oznacza niebywały sukces planu naszego ucznia czarnoksiężnika - natchnionego wizjonera Mateusza Morawieckiego.
I jeszcze jedno - obecne załamanie to nasze wewnętrzne narodowe osiągnięcie, prosty efekt wyborczego zwycięstwa populistów. Co się stanie, gdy we w Francji wygra Marine Le Pen i zablokuje czy choćby radykalnie ograniczy unijne środki dla wschodniej Europy, lepiej w ogóle nie myśleć. Lepiej nie myśleć też o konsekwencjach trumpizmu, gdyby doprowadzić on miał do wojny celnej z Chinami i załamania przez to kruchej koniunktury światowej. Wtedy Kaczyński uzyska dla swego szkodnictwa prawdziwe alibi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz