piątek, 12 maja 2017

Schetyna plus czyli co by się chciało, a czego w naszej polityce dramatycznie brak

   Zeszłosobotni marsz wolności pięknie zorganizowany i przez Piotra Borysa ze zmiennym szczęściem poprowadzony ("A teraz przed nami pan Damian Olbrychski..."), ludzi trzy- albo czterokrotnie mniej niż rok wcześniej, choć wysiłek działaczy - tym razem również PSL - na pewno większy. Organizacyjne autokary to jedno, a reakcja warszawskiej i pozawarszawskiej publiczności to całkiem inna i delikatna materia. Partyjny szyld w tej mierze ewidentnie nie pomaga, nawet jeśli temu szyldowi ostatnio skokowo rośnie. W wyborach nie będzie inaczej:: Platforma z twarzą Schetyny może wziąć premię konsumując elektoraty walczących o życie Nowoczesnej i KODu, natomiast z całą pewnością nie będzie w stanie sama zmobilizować szerokiego poparcia wystarczającego do pokonania PiS i Kukiza.
   Po sondażowych triumfach Grzegorz Schetyna ugruntował pozycję własną i partii, a tak naprawdę ją po swojemu solidnie przyklepał. Na głównym opozycyjnym ringu starannie zadbał o wynik zgodny z mało eleganckimi przewidywaniami: ze sceny Grzegorz przemawia pierwszy, choć niestety nie całkiem porywająco, za to Ryszard osiemnasty od początku i trzynasty od końca, co Schetyna  przykazał Borysowi starannie zaaranżować. Przed nim zdążyło przemówić Legionowo i podopolskie wsie - małym ludziom brawo, a chyba nie o to nam do końca chodzi.
   Małostkowe upokorzanie Petru to rzecz jedna, ale zdecydowanie bardziej uderzał całkowity brak lewicy, która była w oczywisty sposób ważna rok temu, jako część współtworzonej przez KOD koalicji Wolność-Równość-Demokracja. Wtedy - wobec manifestacji 200-tysięcznej Schetyna twardo oświadczył, że on w to nie wchodzi. Dlaczego nie? Bo od maleńkości nie uznaje żadnych form partnerskiej współpracy wymagającej wzajemnego szacunku. Teraz, po politycznym samobójstwie ewentualnych konkurentów,  już jako niekwestionowany król stada oferuje wspólną listę opozycji z uśmieszkiem rekina - chodźcie moi milusińscy, ja was zaraz ze smakiem zeżrę na surowo. W podobnym klimacie koalicja "Schetyna plus" przyniesie wynik  identyczny do sobotniej manifestacji - zbierze niewiele więcej niż połowę tego, co niezbędne do pokonania PiS i Kukiza z jakimkolwiek głębszym i dalekosiężnym sensem.
   Ale co my tu o sensie? Pamiętamy przecież świetnie filozofię Tuska  sprowadzającą się do lojalnego wykonywania woli Brukseli, bezwzględnego eliminowania wewnętrznej konkurencji i przemożnej dbałości o własny PR. Ta filozofia, w ramach której nie rozwiązywało się żadnego problemu społecznego czy gospodarczego, jakby nie był nabrzmiały, tylko zerkało na sondaże, w drugiej kadencji już zdecydowanie i wprost dostarczyła paliwa populistom. Ludzie, przynajmniej po tej stronie barykady chcą być poważnie traktowani i taki też czas właśnie nadszedł. Tusk potrafił traktować wyborców jak idiotów z niezrównanym wdziękiem, wręcz ich usypiać - Schetyna jako jego były buldog od brudnej roboty tego w oczywisty sposób  nie umie. Najpoważniejsze pytania zadawane są każdego dnia, a gdy PiS upadnie, nabiorą one charakteru gardłowego. Strategia typu "wycinamy po swojej stronie do gołego i czekamy aż zdobycz sama do nas przypłynie" zadziałała dwa razy w roku 2007 i 2011 -  trzeciego razu nie będzie.
   Pamiętajmy, że Platforma Donalda stworzyła aparat w wielkiej części bezideowy, notabene Schetyna na polecenie szefa tak go właśnie budował. Osobowości ideowe i merytorycznie zaangażowane cięte były równo z ziemią i na scenie krajowej i tym bardziej w regionach. Regiony dolnośląski i lubuski zostały przez Schetynę rozwiązane - konia z rzędem temu, kto zagwarantuje tam teraz demokratyczne odtworzenie struktur, powstają one pod ścisłą do granic groteski kontrolą komisarzy. Nie dziwmy się więc w dziecinny sposób, gdy Platforma kręci i lawiruje w sprawach 500plus, uchodźców czy wieku emerytalnego. To klasyczna partia władzy, która odpowiedzi będzie przykrawała do ostatnich sondaży. Przecież cały sukces Macrona, dla tych którzy rozumieją politykę, oznaczał odważne i bezkompromisowe głoszenie prawd niepopularnych we francuskim społeczeństwie. Dlatego Francuzi mu zaufali i poparli go często wbrew własnym przekonaniom przeciwko sponsorowanemu przez Moskwę Frontowi Narodowemu.
   Platformy nie zmienimy, jeżeli ona sama wybrała Grzegorza Schetynę, to na zmianę nie ma przesadnej ochoty.  Pozostaje liczyć na ruch społeczny przetworzony po KODzie albo też jego cudowne odrodzenie. Z bliska oglądałem dwa ruchy o wielkiej dynamice: Wolność i Pokój oraz z zupełnie innej bajki  Pomarańczową Alternatywę: gdyby sądzić po prostych analogiach, KOD po okresie smuty powinien odzyskać siłę i witalność. Polska po PiS potrzebuje masowego ruchu jak kania dżdżu - w każdym przypadku nie wierzę w naprawę kraju siłami i za pośrednictwem partyjnego aparatu.
   Drugą nadzieję upatruję w demokratycznej lewicy, szczególnie tej, która okrzepła i programowo rozwinęła się w samorządach. Symbolami tejże są poznański Jaśkowiak i słupski Biedroń, ale tak naprawdę setki aktywistów ruchów miejskich jak Polska długa i szeroka. Jeśli ta lewica powstanie na czas i pójdzie zjednoczoną listą, wtedy sensowne obalenie PiSu nabierze realnych kształtów.
Paweł Kocięba-Żabski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz