Pięćdziesiąt cztery lata trwał wymyślony przez Karola Musiała opolski festiwal, równo czterdzieści z kluczowym udziałem Telewizji Polskiej i właśnie Jacek Kurski zakończył jego żywot, przynajmniej w znanej wszystkim formule. Aż ciężko uwierzyć, że Kurski rozwalił delikatną konstrukcję, którą przez lata uszanowali komunistyczni nadzorcy kultury - od ministra Tejchmy po sławnych gierkowskich prezesów Szczepańskiego i Patyka. Dość powiedzieć, że po jednorocznym zawieszeniu w stanie wojennym już w roku 1983 festiwal odbył się normalnie i do końca komuny władzy nie przyszło do głowy, by sekować chociażby Młynarskiego. Latami utrzymywała się subtelna równowaga, cenzura przymykała oko, a publiczność znakomicie czytała między wierszami. Kurskiemu udało się niemożliwe, tym bardziej, że prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski, który zerwał ostatecznie umowę z TVP, to polityczny sojusznik, człowiek Patryka Jakiego, hołubiony przez rząd w głośnym sporze o powiększenie miasta kosztem sąsiednich gmin (Dobrzeń Wielki i elektrownia Opole).
Zachodzimy w głowę, czym mianowicie różni się obecny prezes telewizji publicznej od swoich poprzedników z czerwonego nadania, że rozwalił dobro narodowe, na które oni chuchali i dmuchali? Sedno tkwi w tym chuchaniu i dmuchaniu właśnie - Szczepański z Patykiem i ich następcy w latach osiemdziesiątych świetnie zdawali sobie z własnej pozycji: z jednej strony mocnej wsparciem systemu, z drugiej słabej przez brak społecznej akceptacji, o którą musieli gorliwie zabiegać, wręcz podlizując się społeczeństwu. Stąd wszystkie Laskowiki, Smolenie, Pietrzaki i Fedorowicze stanowiący najlepszy odgromnik dla antysystemowych nastrojów - wymagało to sprytu, zrozumienia reguł gry i pewnej - nie łudźmy się - finezji i ludzkiej klasy. Komuna wybitnych artystów pieściła, cenzura dostawała wytyczne "nie ruszać". PiS ma do wolności wypowiedzi dokładnie odwrotny stosunek: my jesteśmy tutejsza sól ziemi, krew z krwi i kość z kości i my się teraz pod tym kątem przyjrzymy artystom. Telewizja jest nasza, odbita z wiadomych rąk i ona jest dla naszych twórców - na nasz piękny obraz i podobieństwo. Krótko mówiąc poziom arogancji Kurskiego zadziwiłby z pewnością i szczerze zdumiał czerwonych baronów.
Znamienne jest, że poszło o Kayah i Arka Jakubika, jednak politycznie bliski włodarz miasta i bez tego był bliski zawału. Ponieważ rok wcześniej publika wygwizdała prezesa, jego podwładni wyciągnęli należyte wnioski: bilety i karnety zostały odebrane jednostce miejskiej i poszły do dystrybucji przez regiony "Solidarności". Gdyby doszło do festiwalu, nie poznalibyśmy jego publiczności, a w tym klimacie pływałby jak ryba w wodzie Jan Pietrzak i być może jeszcze nieśmiertelny Zenek Martyniuk. Kayi nie był Kurski w stanie wybaczyć czarnego protestu - jako rasowy bulterier nie wyczuł, że uruchamia reakcję łańcuchową, istne domino. Jakubik z zespołem "Dr Misio" naraził się pozornie niewinnym klipem Wojtka Smarzowskiego, w którym artyści brylują w sutannach, a ministrant zbiera na tacę. Nie pomogło nazwisko Smarzowskiego, kultowego skądinąd na prawicy z powodu "Wołynia".
To, że Kurski kompletnie nie wyczuł realnej solidarności artystów i ich uwrażliwienia na cenzorskie zabiegi w normalnych okolicznościach pogrążyłoby go amen, byłby nie do uratowania. W realiach Nowogrodzkiej jest dokładnie odwrotnie: prezes TVP chwiejący się pod ciężarem spadku oglądalności i dziury finansowej dostał prezent od Boga; Kaczyński za nic w świecie nie dopuści do dymisji takiego wojownika z układem. Także będzie jeszcze nasz bulterier dziękował Orzechowi, Nosowskiej, Cerekwickiej i Popowskiej.
A co z festiwalem? Bojkot i w konsekwencji zerwanie umowy stanowi dla organizatorów niepowtarzalną szansę na zerwanie z pisowskimi gustami telewizyjnych macherów (disco polo z Martyniukiem na czele miało być przecież gwoździem programu) i stworzenie nowej, bardziej ambitnej formuły. Spójrzmy na przykład Owsiaka, który pobił własne rekordy skuteczności bezpośrednio po zerwaniu z TVP. Prywatne stacje są pod ręką, można spróbować już wczesną jesienią. Kurski natomiast niech przenosi swoje disco polo do Kielc czy jeszcze dalej.
Paweł Kocięba-Żabski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz