sobota, 16 września 2017

Ruski ślad na Nowogrodzkiej

Im więcej odsłania się obrazu afery podsłuchowej, która zabiła Platformę, tym więcej rozumiemy z układu wzajemnych korzyści i usług, w jaki duet Kaczyński-Macierewicz wszedł z rosyjskimi służbami. Dlaczego Kaczyński toleruje, a właściwie wspiera niszczenie armii przez Antoniego? Raczej nie z powodu tajemniczego haka, jakie nasz notoryczny tropiciel spisków może mieć na prezesa, tylko znakomitego dealu, jaki obaj zrobili z Rosjanami, mieszczącego się zresztą w daleko posuniętej wspólnocie obopólnych celów i aspiracji. W oczywisty sposób łączy ich niechęć i pogarda dla liberalnej demokracji, nieskrywana niechęć do Zachodu i jego przywódców (ze znaczącym wyjątkiem Trumpa) oraz nienawiść do Unii, rozumianej jako polityczna całość - Putin przecież chciałby dealować z każdym z osobna, a mniejszym partnerom zwyczajnie narzucić rosyjskie modus operandi; Kaczyński zaś nie znosi Brukseli jako ośrodka władzy i kontroli, a roi o potężnym państwie narodowym na czele Międzymorza. Widzimy zbieżność celów, sympatii i antypatii, która narzuca jeśli nie współpracę wprost, to na pewno wzajemne wykonywanie ruchów korzystnych dla partnera. FSB, a szczególnie GRU od zawsze infiltruje i sponsoruje europejską antyunijną nacjonalistyczną prawicę: jeśli wspomagało Farage'a, Le Pen czy niegdyś faszyzującego Haidera, to czemu miałoby zrobić wyjątek dla PiS, które w rozwalaniu i osłabianiu Unii jest obecnie zdecydowanym i niezagrożonym liderem? Na razie największym sukcesem tych gier okazał się Brexit, w wyniku którego najsilniejsza europejska armia wylądowała poza Unią, a unijny budżet stracił jednego z najważniejszych płatników. Być może Kaczyński zrobi Rosjanom prezent porównywalny, może jeszcze lepszy, dajmy mu jako strategowi szansę i to niejedną.
Afera podsłuchowa rozwijała się znaczącymi etapami: pomyślana była, i to w pełni profesjonalnie, jako narzędzie powolnego, wielomiesięcznego kompromitowania rządu PO-PSL przed wyborami. Kompromitowania w starannie odmierzonych dawkach, tak by wszyscy chętni nasycili się do imentu. Kompromitowania przewrotnego, bo tyleż chodziło o nagrane cyniczne teksty i wulgaryzmy, co również o sam fakt, że dali się nagrać jak dzieci, jak kompletni idioci w jednej jedynej, pseudoprestiżowej knajpie, z ministrem spraw wewnętrznych, mądralą od państwa teoretycznego, na czele. Operacja była wykonana z chirurgiczną precyzją, nie dotykając pod żadnym pozorem polityków PiSu, mimo, że i oni często bywali w podsłuchiwanych miejscach. Prokuratura doprowadziła do skazania - na dwa lata - biznesmena Falenty, który bezpośrednio zlecił robotę kelnerom. Za Falentą była już tylko pustka i sina dal: tak jakby handlujący węglem chłopak z Lubina chciał i potrafił przeprowadzić egzekucję polskiego rządu, perfekcyjnie zaplanowaną i rozłożoną na politycznie przemyślane raty - jako jego samoistny i perwersyjny kat.
W międzyczasie wyszły na jaw związki Falenty z tą częścią oficerów CBA i ABW, która wierna pozostała Kamińskiemu i Wąsikowi przez dwie kadencje. Jedne tropy prowadziły do Martina Brożka, jednej z wielu figur-dziwolągów przy Kamińskim, obecnie doradcy spółek skarbu państwa, inne do wrocławskiej delegatury CBA, w której roiło się od oficerów wiernych Kamińskiemu. Sam główny nagrywający, kelner Lukasz N., okazał się starym i sprawdzonym współpracownikiem służb, wcześniej pomagającym rozpracowywać mafijnych bonzów. Jednocześnie Falenta pod szyldem Polskich Składów Węgla importował surowiec z Kuzbasu - po aresztowaniach i rewizjach w firmie winny był Rosjanom 26 milionów USD. Tych pieniędzy nigdy nie oddał, ale też nigdzie nie uciekał i nigdy się nie ukrywał, tak jakby sprawa została załatwiona w inny sposób. Jaki to mianowicie? Czy trzeba koniecznie przytaczać los innych biznesmenów winnych Rosjanom podobną sumę, na co przecież patrzą czujnie inni dłużnicy?
Jedyną walutą, jaką Falenta dysponował, były nagrania polskich ministrów, prominentnych posłów i prezesa NBP.  Najnowsze, z udziałem księdza Sowy i byłego ministra skarbu Karpińskiego wypłynęły całkiem niedawno, stanowiąc część innego, znacznie bogatszego zestawu - nie tego zajętego przez polską prokuraturę. Polscy śledczy i polska prokuratura odgrywają tu rolę dzieci w rozpylonej mgle: widzą tylko niewielką część obrazu, dla niej specjalnie przygotowaną.
Zarysowuje się więc bardzo interesująca konfiguracja, która wykończyła Platformę. Chłopcy od Kamińskiego z jednej flanki, rosyjskie służby z drugiej. Wspólny interes klarowny jak złoto, władza podana PiSowi bezpośrednio i na tacy - nie do końca jasna wydaje się tylko samoświadomość polskiej strony. Jeżeli rozumiała od początku całą grę, trzeba pogratulować bezwzględności i cynizmu. Układ (ulubione przecież pojęcie Kaczyńskiego) rysuje się prosty jak budowa cepa: My dołujemy podsłuchami Platformę, wy w zamian rozrabiacie w Unii, rozbijacie ją od środka i osłabiacie Brukselę. Jednocześnie Macierewicz demoluje armię, na co naczelnik przystaje i co autoryzuje, wychodząc zapewne z założenia, że jej stan i tak nie ma większego znaczenia. Jeśli ma się deal z Rosjanami, to w końcu cóż te wszystkie czołgi i helikoptery znaczą. Polska prowadzi wreszcie prawdziwie suwerenną politykę, śmiejąc się w kułak z europejskich złudzeń i europejskiej naiwności.
To śmiała konstrukcja, bardzo w stylu klasyka Kaczyńskiego, jednak niezwykle trudno wytłumaczyć historię ostatnich trzech lat w inny sposób. Bez powiązania Falenty z Rosjanami i bez podsłuchów-sierot pozornie bez ojca i matki, a w istocie sterowanych przez najlepszych zawodowców, całość układanki nie trzyma się kupy, jest niezrozumiała i nielogiczna. Platforma miałaby zarżnąć się sama przy pomocy przygodnych kelnerów, PiS za to cieszyłby się niezmiennie szczęściem wiekuistym, przejmując władzę na długie lata. Logika wewnętrzna tego procesu wskazuje na ubity pod stołem twardy interes.- wszystko inne można spokojnie włożyć między bajki. Najciemniej pod latarnią: przecież rządzący teraz Polską nieustannie krzyczą o Targowicy.
Paweł Kocięba-Żabski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz