poniedziałek, 11 września 2017

Szkolna rozpacz - cz. 2

   - "Ci którzy są podporządkowani władzy, powinni uważać swoich przełożonych za przedstawicieli Boga, który ich ustanowił sługami swoich darów" - poucza siódmoklasistów podręcznik religii. Dalej jest jeszcze lepiej: "Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana. Jak ludzie wolni postępujcie, nie jak ci, dla których wolność jest usprawiedliwieniem zła, ale jak niewolnicy Boga". Niewolnicy Boga to marzenie pisowskiej władzy i niewątpliwy cel tzw. reformy. Uczeń ma podane odgórnie prawdy przyjąć na wiarę i wykuć na blachę, przed zwierzchnością odczuwać należyty respekt, następnie utrwalić te błogosławione nawyki w oddziałach Obrony Terytorialnej. Koniec z eksperymentami, podręcznikami współtworzonymi przez uczniów, samodzielnym myśleniem i dochodzeniem do prawdy. Prawda jest znana zwierzchności i nie ma nic do odkrywania.   
   Do tej pory katecheza w średniowiecznym kształcie była całkowicie wyłączona spod kontroli kuratoriów - teraz będzie znacznie lepiej, bo przedmioty humanistyczne, WOŚ, wychowanie do życia w rodzinie i historia zleją się z lekcjami religii w jeden państwowotwórczy strumień. Umocnią go odprawiane w szkołach msze, rekolekcje, święta parafii, a nawet spowiedź, co się w wielu szkołach już odbywało, a na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie zdążyło nawet wejść na stałe do pedagogicznego kalendarza.
   Pomijając organizacyjny chaos i perturbacje logistyczne reforma Zalewskiej sprowadza się do dwóch rzeczy: wymiany dyrektorów, a za chwilę kluczowych nauczycieli na swoich oraz narzucenia profilu katolicko-narodowego spod znaku ojca dyrektora. Model toruński będzie realizowany wszędzie tam, gdzie tylko materia pozwoli; jeśli PiS porządzi dłużej, będzie realizowany wszędzie. Jest charakterystyczne, że liberalne nurty, chrześcijański personalizm, tolerancja mogą być obecne wśród episkopatu i części księży, nie mają natomiast żadnej racji bytu w szkole. Ta realizować ma model przedreformacyjny, konserwatywny do imentu. Polak = katolik, innej polskości nie ma, nigdy nie było i nie będzie. "Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska jest Polska, a Polak Polakiem" - to znowu katecheza dla klasy siódmej". I dalej: "Boże, nie mogę kochać Twojego świata inaczej niż poprzez moją Ojczyznę; Ty powołałeś mnie z polskich rodziców i na polskiej ziemi, której chleb żywił moje ciało" - wnosimy z tego, że chleb Wielkiej Brytanii czy Irlandii to chleb nieporównanie gorszy, właściwie zatruty. Nikt wśród rodzimych edukatorów nie pamięta już, że katolicki znaczy powszechny, uniwersalny. W wychowaniu młodzieży Toruń odniósł triumf całkowity, chrześcijaństwo otwarte poniosło równie całkowitą porażkę. Watykan powinien martwić się o polską herezję, ale pewnie ma poważniejsze zmartwienia.
   Gołym okiem widać, że Mazowiecki zrobił ogromny błąd przywracając religię do szkół - wyobrażał sobie zapewne, że jego formacja duchowa definiować będzie jej nauczanie. Kościół rydzykowy zmiótł wszystko na swojej drodze, program szkolny jest prostą jego emanacją: Kościół był i jest nieomylny, inkwizycja usiłowała jedynie zlikwidować okrucieństwa władzy świeckiej, prawdziwe jest jedynie prawo naturalne płynące od Boga, prawo stanowione ma rangę zdecydowanie niższą i drugorzędną. Kobiety mają zajmować się domem i służyć mężczyźnie, antykoncepcja zaśmieca i bezcześci łono kobiety. Może lepiej, że większość rodziców podręcznika do religii nie widziało na oczy, względnie widziało tylko okładkę, a dzieci nie są za wylewne. Z podręcznika wyziera średniowiecze w wersji hard, zaś przedmioty humanistyczne kurcgalopkiem do niego doszlusowują.
   Wychowanie do życia w rodzinie stanowi proste przedłużenie rydzykowej katechezy: zamiast rzetelnej edukacji seksualnej młodzi opanują składanie życzeń najbliższym z okazji imienin czy Dnia Babci, poznają przewagi naturalnego planowania nad antykoncepcją i seksualnej inicjacji w małżeństwie nad pozostałymi; miłość homoseksualna po prostu nie istnieje, za to dobrze jest mocno identyfikować się z własną płcią. Najlepiej oburącz.
   Z podstawy polskiego wypadli Conrad, Schulz, Witkacy, Bułhakow i Iwaszkiewicz, włączone zaś zostały Lament Świętokrzyski, Rozmowy mistrza Polikarpa ze śmiercią i Kazania Skargi. Adama Zagajewskiego i Julię Hartwig godnie zastąpili Rymkiewicz z Wenclem. Historia stała się potulnie bogoojczyźniana, przy czym dominująca i sprawcza rola Kościoła nie ulega wątpliwości ani przy Mieszku, ani przy Chrobrym ani szczególnie przy Sobieskim i Kościuszce. Nic się w Polsce istotnego nie wydarzyło inaczej niż za sprawą Kościoła, a jeśli się wydarzyło, to jest nieistotne. Charakterystyczny jest przykład "Solidarności", o której podstawa wspomina, ale na wszelki wypadek bez nazwisk. Nie oszczędzono biologii: ofiarą padły teoria ewolucji - okrojono ją znacznie mimo, że Watykan ją w końcu uznał - oraz niemiłe Szyszce globalne ocieplenie.
   Jeszcze trochę zmian personalnych oraz poprawek programowych i produkcja nowego człowieka może ruszyć w najlepsze. Dlatego pomimo strajków szkolnych i piekielnego bałaganu Kaczyński stał i stoi za Zalewską murem.
Paweł Kocięba-Żabski    

            

2 komentarze:

  1. piękny obraz. ale trudno mieć do kogoś pretensje, nie protestowaliśmy, jak wprowadzano religię do szkół, mimo ewidentnie nieuczciwej procedury, nie kiwnęliśmy palcem, gdy Trybunał Konstytucyjny, pomimo zgłoszonych zastrzeżeń, udał, że nie rozumie problemu. Jedyne, co mnie pociesza, że nic nie trwa wiecznie i nawet bogowie się zmieniają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta prawda. Rzekome kompromisy z Kościołem kończą się pisowską dyktaturą ciemniaków i państwem wyznaniowym.

      Usuń