poniedziałek, 24 lipca 2017

Czułem to cały czas przez skórę - Adrian stał się Andrzejem i rzucił rękawicę Kaczyńskiemu

   Wielka radość i duma wypełnia nasze serca, bo stały się dwie rzeczy jeszcze tydzień temu niemożliwe, a już na pewno niemożliwe jednocześnie: Andrzej Duda zerwał smycz naczelnika i rzucił jemu oraz Ziobrze otwarte wyzwanie, a młode pokolenie Polaków masowo włączyło się do walki z dyktaturą. To wielki i pozytywny przełom, tym większy, że prawie nikt się tego nie spodziewał. Lepiej rozumiemy teraz nieprzytomny wybuch Kaczyńskiego w sejmie - on już przeczuwał, że żądanie przez prezydenta 3/5 to tylko wstęp do prawdziwego buntu. Przemiana, jaka dokonała się w dawnym Adrianie ma wręcz ewangeliczny charakter: oto ten pomiatany przez wodza i lekceważony przez wszystkich człowiek zdobywa się na odwagę i zdeterminowany wybija się na niepodległość. Czarę goryczy przelało jawne zignorowanie poprawek prezydenta, jakiego dopuścili się pisowscy legislatorzy. Zrobili tak na wyraźne polecenie Kaczyńskiego, który kolejny raz w swoim życiu przelicytował, wykazując kompletny brak znajomości psychologii człowieka dorastającego do swojej funkcji.
   Kaczyński myli się również w ocenie Brukseli, ślepo wierząc w skuteczność weta Orbana przeciwko zastosowaniu artykułu 7. Komisja Europejska najprawdopodobniej postawiła Budapesztowi ciche ultimatum: albo postawimy w stan oskarżenia o łamanie unijnych zasad Polskę i Węgry jednocześnie albo Orban zobowiąże się do lojalności, porzuci sojusznika i uratuje własne fundusze europejskie. Gdyby nie weto Dudy, Kaczyński dostałby więc potężny cios z zewnątrz. Nie ulega jednak wątpliwości, że bardziej boli cios ze środka, ze strony człowieka, który wszystko mu zawdzięcza. Naczelnik skrajnie instrumentalnie traktuje ludzi i podobną dostaje odpłatę.
   Poniedziałkowe weto oznacza rewolucję w PiS: nie zobaczymy jej natychmiast, nie przyniesie szybkich konsekwencji, natomiast w dłuższej perspektywie spowoduje powstanie dwóch rywalizujących ośrodków władzy, z których jeden - prezydencki - będzie bardziej umiarkowany i skłonny do kooperacji z opozycją. Duda zerwał smycz ze znamienną gwałtownością, otwarcie rzucając wyzwanie Ziobrze, którego niegdyś był asystentem i akolitą. Porównał go prokuratora generalnego w PRL dokładnie po to, aby pokazać czego w żadnym wypadku nie zaakceptuje; właśnie systemu, w którym prokurator generalny dowolnie kształtuje kształt sądu najwyższego. Szkoda, że nie poszedł za ciosem w sprawie ustroju sądów powszechnych - przecież tam zasada powoływania i odwoływania prezesów jest identyczna, a gniewu Kaczyńskiego się takim posunięciem nie zmniejszy, nie zmniejszy się też rozmiarów jego zemsty.
   Jeśli wokół Dudy skupi się żywioł przytomny i przyzwoity w PiSie, niezmiernie zwiększa to szansę obozu zjednoczonej opozycji. Zwiększa podwójnie, bo po pierwsze uderzy w notowanie i stabilność partii rządzącej, po drugie pozostawia furtkę dla ewentualnego kompromisu. Jeżeli szliśmy w nieuchronny sposób w kierunku wojny domowej Hutu z Tutsi, to wolta prezydenta stwarza szansę na jej uniknięcie. Jeśli prezydent doprowadzi do autentycznego okrągłego stołu w sprawie reformy sądownictwa, stworzy to nową jakość w naszej polityce: przeciwnik przecież nie musi być śmiertelnym wrogiem, któremu koniecznie trzeba przegryźć gardło.
   PiS pozostaje w głębokim szoku, w najgłębszym nasz kieszonkowy wódz. Kolejny raz potknął się o własne nogi przez kiepską znajomość natury ludzkiej. Naczelnik zna doskonale tylko czarną jej stronę, kompletnie nie rozumie strony jasnej i świetlistej. Ponieważ nie jesteśmy aż tak obłudni, żeby przeżywać traumę PiSu, skupmy się raczej na opozycji. Sukces masowych protestów, zaangażowanie najmłodszych wyborców to wielka radość, ale jeszcze większe zobowiązanie. Nie wolno zmarnować tej siły i energii, trzeba przekuć ją w trwałą formę polityczną. Najlepszy byłby olbrzymi, półmilionowy wiec, niekoniecznie w Warszawie, na którym symbolicznie powołano by do życia Koalicję Demokratyczną czy Front Demokratyczny; powinien on się zobowiazać - wręcz zaprzysiąc jak Kościuszko na krakowskim rynku - że pójdzie do wyborów jedną listą i unieważni pisowskie deformy. To musi być koalicja partii i ruchów społecznych, musi symbolizować głęboką zmianę, a nie powrót do rządów Tuska i Kopacz.
Paweł Kocięba-Żabski        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz