piątek, 21 lipca 2017

Młodzi ruszyli wreszcie w świetlnej aureoli

   Czarny czwartek 20 lipca może się paradoksalnie okazać dniem światła i nadziei. Pisowcy postanowili zamordować polskie sądownictwo dokładnie w rocznicę zamachu na Hitlera w Wolfschanze i ta data okazała się dla nich złowróżbna: po raz pierwszy w całym kraju wyszło na ulicę ponad 200 000 ludzi i po raz pierwszy przeważali młodzi i bardzo młodzi. Tak jak KODowskie marsze były domeną starej porządnej inteligencji o antykomunistycznej proweniencji, tak nocne manifestacje światła zgromadziły trzy pokolenia rodaków, w większości trzydziestolatków i młodszych. To prawdziwy przełom - wreszcie do roboty wzięli się ci, którzy najdłużej mieliby wegetować w pisowskim bantustanie, których lipcowy zamach Kaczyńskiego najbardziej powinien dotyczyć i obchodzić. Wielkie znaczenie miała masowość protestów, jeszcze większe fakt, że nie ograniczyły się one do wielkich miast. Pracowite jątrzenie propagandy o protestach elit oderwanych od koryta zderzyło się z wibrującym młodym tłumem - na jego tle wypada absurdalnie i groteskowo, a propagandyści pisowscy nowej płyty nie mają.
   Najważniejsze jest to, że niezależne sądownictwo nie zostało zamordowane po cichu, jak chytrze planował to naczelnik. Trzydniowy ekspres, wykonany z zaskoczenia w szczycie kanikuły miał być receptą na paraliżującą wszelki opór skuteczność. Krnąbrne mieszczuchy miały powrócić we wrześniu z wakacji i obudzić się w zupełnie nowej rzeczywistości. Plan się nie powiódł, opór stężał i spotężniał, ulica stała się po raz pierwszy w tej kadencji groźna dla PiSu. Jest to tym istotniejsze, że cała polityka Nowogrodzkiej opiera się na zasadzie "usypiamy i rozbrajamy przeciwnika, maksymalnie mobilizujemy swoich - zanim się połapią, będą już w saku". Opozycji mimowolnie pomógł prezydent Duda, który wymodził z Kukizem swój mały sabotaż: publiczność potraktowała to jako drugorzędną rozgrywkę w obozie władzy, za to Kaczyński wpadł w szał. Jego nieprzytomne z nienawiści oczy, wyrzucanie z siebie bredni o zamordowaniu brata, kanaliach i zdradzieckich mordach, wreszcie straszenie opozycji więzieniem było prostą konsekwencją nielojalności Pałacu. Dla Kaczyńskiego nawet takie nieposłuszeństwo kwalifikuje się jako zdrada, tym bardziej, że przygotowane zostało wspólnie z Kukizem. Opozycja dostała dzięki temu najlepszy z możliwych prezentów - wykrzywiona nienawiścią twarz wodza uświadomiła wszystkim, po obu stronach barykady, po co naczelnikowi sądy w garści. Ta krótka chwila więcej znaczyła niż miesiące zaklęć propagandy i przekazów dnia. Ten przebłysk prawdy i szczerości zawdzięczamy więc pospołu Adrianowi i prowokacyjnym talentom posła Budki.
   Atmosfera protestów była niesamowita, ciarki przechodziły po plecach, wyczuwało się sacrum w powietrzu. Sprzyjała temu nocna pora i mocna symbolika światła - jeśli młodzi mieli przejść polityczną inicjację, nie mogli lepiej trafić. Do tej pory stali z boku, teraz dostali własne wspólnotowe przeżycie, które w toku walki najbliższych miesięcy może stać się pokoleniowym, jak dla nas sierpień 80 i karnawał pierwszej Solidarności. Jeśli to nastąpi, pisowska rewolucja ciemniaków stanie wobec całkiem nowego i niespodziewanego wyzwania. Plan był przecież taki, żeby wojować ze starą inteligencją, którą się po bolszewicku ustawi jako wroga ludu.
   Oprócz żądania weta od Dudy najmocniejszym hasłem była zjednoczona opozycja. Prezydent wetując trzy ustawy musiałby radykalnie zerwać więzy z własnym obozem, trudno więc w to uwierzyć nawet przy milionie protestujących  Natomiast powtarzane hasło opozycji razem jest najlepszym żądaniem, jakie można Schetynie i Petru wykrzyczeć. Nie są oni osobiście popularni, brakuje im talentu strategicznego i charyzmy - publiczność świadomie domaga się od nich zbudowania zwartego antypisowskiego obozu, włączającego potężne ruchy społeczne, który by unieważnił ich niedostatki i deficyty. - W kupie siła - mówią manifestanci, a rzeczą zawodowców, nawet pozbawionych charyzmy jest przekucie tego na wspólne listy wyborcze i dynamiczną kampanię. Gdyby taki był finał czwartkowej nocy, to jeszcze raz by się okazało, że nie ma lepszego demiurga od Kaczyńskiego.
Paweł Kocięba-Żabski

2 komentarze:

  1. Zachwyt przedwczesny. Nad Wartą, w czasie manifestacji, sączy piwo 2-3 razy wiecej młodych niż jest na manifestacji. A jak dodasz pełne puby to wciaż jest ŻLE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgoda. Ale tydzień temu były wyłącznie pełne puby.

      Usuń