Długo się nie nacieszyliśmy pięknym efektem Tuska. Pognębił pisiorów na całe 6 tygodni i zniknął jak sen jaki złoty. Zdążył dać niezasłużoną premię Schetynie, po czym rozmył się w przaśnej codzienności. Ci, którzy odskoczyli od PiSu po brukselskiej kompromitacji, powoli do niego wracają, najwyraźniej niezrażeni postępujacą demolką niezależnego sądownictwa. Nawet Nowoczesna odbiła się od dna i powoli odrabia straty do Platformy. Słowem europejski Donald przeleciał nad nami jak meteoryt i zniknął w nadwiślańskiej mgle.
Kluczowa znowu staje się psychologia społeczna, a najbliższych analogii szukać należy w normalizacji czechosłowackiej, bezpośrednio po praskiej wiośnie 1968. Tam mieliśmy do czynienia z niebywałym pobudzeniem całego narodu (a właściwie dwóch narodów), ogromnym zaangażowaniem całych grup społecznych, z których po półtora roku nie zostało nic zgoła poza samotnym dramatem Jana Palacha. Czuję jeszcze pod skórą rewolucyjną atmosferę pierwszych miesięcy KODu, w szczególności pierwszy marsz w obronie Trybunału, gdy organizatorzy modlili się o frekwencję pięciotysięczną, a nagle napłynął nie wiadomo skąd tłum stutysięczny. Wydawało się wtedy, że rząd Szydło lada moment obali ulica, taki był poziom uniesienia i zaangażowania. Obydwie strony mówiły wtedy o możliwym majdanie, który skończy z pisowską władzą zanim na dobre się zainstalowała. Jeśli tak się nie stało, to z powodu sekwencji "normalizacyjnej", podczas której powoli przywykliśmy do pisowskiej polityki, wręcz ją oswoiliśmy.
Broń Boże nie oznacza to, że zmienił się sam PiS - przeciwnie, na swojej drodze demontowania demokracji liberalnej w Polsce zaszedł dalej niż ktokolwiek we współczesnej Europie. Zmieniło się wyłącznie nasze postrzeganie grupy trzymającej władzę: po półtora roku właśnie traktujemy ją już jako normalny element znajomego krajobrazu - coś, co uwiera, ale trzeba się z tym pogodzić. Dlatego z marszami KODu utożsamiała się zdecydowana większość społeczeństwa (nie zdążyło się to przełożyć na żadne wybory), a ze smoleńskimi kontrmanifestacjami już zdecydowana mniejszość. Półtora roku temu żyliśmy nadzieją, że to wszystko nie dzieje się naprawdę i zaraz zniknie, teraz jeśli popieramy białe róże, to raczej z obowiązku moralnego niż z przekonania.
PiS to władza jak każda inna, może nie lepsza, ale też niespecjalnie gorsza - powiadają liczni u nas ludzie środka, zwani złośliwie symetrystami. Trochę demoluje sędziów i oświatę, ale do wszystkiego idzie się przyzwyczaić - życie płynie przecież dalej swoim korytem. Do tego obniżony wiek emerytalny i 500 plus pokazują, że władza, owszem myśli głównie o sobie, ale nie wyłącznie przecież. W sumie trochę jest gorsza (Trybunał, szkoły), a trochę lepsza (socjalne prezenty) od PO, SLD czy AWS.
Kaczyńskiemu w to graj, cała jego strategia sprowadza się do uśpienia jak największej liczby obywateli. Wy się brzydźcie polityką, zostańcie w domu, polityka to brudna sprawa - mój żelazny elektorat pójdzie zawsze i niczym nie będzie się brzydził, czego byśmy nie nawywijali. Tak jak w przypadku Trumpa jego zwolennicy pozostają ślepi i głusi na jakąkolwiek krytykę, tak w Polsce elektorat PiSu czy Kukiza najmniejszej uwagi nie zwraca chociażby na korupcję we własnych szeregach. Wypościli się nasi kochani, to im się słusznie należy. Ideałem Kaczyńskiego jest niska frekwencja połączona ze sprawdzoną dyscypliną jego ludzi.
W międzyczasie, usypiając i zniechęcając do brudnej polityki kogo się da, nasz kieszonkowy wódz zlikwidował cichaczem trójpodział władzy i naprawdę ciężko - poza samorządami - znaleźć w Polsce sferę, nad którą nie sprawuje pełnej kontroli. PiS tym się różni od poprzedników i pewnie następców, że sięga po całą pulę: w jego mentalności literalnie nic nie ma prawa żyć własnym, osobnym życiem. Dlatego normalizacja, której podlegamy, jest tak niebezpieczna, dlatego wszystko, co wybudza nas z letargu jest na wagę złota. Nie ma żadnej symetrii pomiędzy PiS a poprzednimi ekipami, takie myślenie to przejaw skrajnej ślepoty. Ta ekipa pragnie urządzić nam własny dom na nowo, tak że go nie poznamy. Jeżeli komuś się wydaje, że jest bezpieczny, że jego nie ruszą, przekona się o swej naiwności prędzej niż myśli.
Najprostszy przykład to wolne wybory - a czemuż to PiS przy każdej okazji krzyczał o fałszerstwach? Bo sam by bez sekundy wahania tak zrobił, a swoi ludzie ulokowani gdzie trzeba przecież zawsze zrozumieją historyczną i patriotyczną konieczność. Dlatego zamiast usypiania się normalizacją powinniśmy budować własny ruch kontroli wyborów, trzy razy bardziej czujny od tego pisowskiego.
Paweł Kocięba-Żabski
Trafny opis stanu rzeczy, zalatujący goryczą.
OdpowiedzUsuńA Majdan wciąż na horyzoncie, który się przybliża. Już wynoszą, wnet przyjdzie pałoeanie i tituszki (OT i ONR). A moze wystarczy wtykanie białych róż do policyjnych luf broni gładkiej, jak w Lizbonie goździków?
Trafny opis stanu rzeczy, zalatujący goryczą.
OdpowiedzUsuńA Majdan wciąż na horyzoncie, który się przybliża. Już wynoszą, wnet przyjdzie pałoeanie i tituszki (OT i ONR). A moze wystarczy wtykanie białych róż do policyjnych luf broni gładkiej, jak w Lizbonie goździków?