Ten nieszczęsny jadowity sejm młodych sprzed tygodnia to oczywiście pic-fotomontaż, bo marszałek Kuchciński dobierał uczestników, czyli partyjne młodzieżówki licealistów po uważaniu. PiSu zdecydowanie najwięcej, resztę zrekrutowano z bratnich narodowców i korwinowców. Nie przypadkiem z mównicy dominowali ci ostatni, już to rozwiązując Unię Europejską, już to zgrabnie drąc na strzępy jej gwiaździstą flagę. Wszystko po linii najmniejszego oporu - młotkiem na oślep przed siebie, bez najmniejszego skrępowania. Widok mimo wszystko smutny, bo młodziutkie oblicza przecież nasze, nadwiślańskie. Przykro pomyśleć, że obecna zmiana z nocnego koszmaru rodem, miałaby być zastąpiona przez jeszcze bardziej wilkołaczą.
Już w drugiej minucie transmisji z obrad młodych odruchowo pomyślałem o Kuroniu, które młode i średnie swoje lata strawił na wychowywaniu przyszłych liderów poprzez harcerstwo, później nazwane walterowskim. Harcerscy konserwatyści do dziś go za to nienawidzą, jednak wyniki miał rewelacyjne: wychował kilkuset późniejszych luminarzy społecznych i przede wszystkim politycznych z prawdziwego zdarzenia - przez trzy długie dekady odważnie opozycyjnych, potem już jak najbardziej państwowych w Polsce niepodległej. Czegóż nauczał i co wpajał wychowankom? Że są absolutnie wyjątkowi, a ich pierwszym zadaniem jest tę wyjątkowość zrealizować poprzez poświęcenie dla innych, a tak naprawdę dla grupy, dla własnej społeczności. Jeżeli odbiegało to od "Kamieni na szaniec " Aleksandra Kamińskiego to głównie lewicową frazeologią i unikaniem patriotycznego zadęcia. Wychowankowie obydwu okazali się zdumiewająco podobni, bo nie o ideologię tu idzie, jeno o otwarte społeczne myślenie i odczuwanie świata, za który w mikro- i makroskali bierzemy pełną odpowiedzialność.
Od trzynastu lat nie ma już wśród nas Jacka Kuronia, od kilkudziesięciu Kamińskiego. Nawet jeśli wiemy, że pomagierzy Kuchcińskiego wykonali niezbędną selekcję wśród młodych, wstyd jest niewiele mniejszy. Gołym okiem widać, że obecną pedagogiczną robotę wykonuje Korwin-Mikke z przyległościami, względnie młodzież wszechpolska. Ewentualne luki zapełniają parafie nasycone duchem pisowskim. Dla zbuntowanych wyłania się zza winkla Kukiz, atrakcyjny, bo wszechstronnie i wystarczająco bełkotliwie zbuntowany. Wszyscy oni wykonują monumentalną pracę, rzecz jasna za pieniądze jak najbardziej systemowe, już to parlamentu europejskiego, już to naszego krajowego. I tak europejski system finansuje sobie pracowicie wroga, który go niebawem zadławi. Jeśli nawet nie da rady, to na pewno spróbuje.
Przed wojną nie było aż takich prezentów od systemu, jednak olbrzymią pracę ideową wykonywała PPS. Harcerstwo Kuronia to genetyczne jej przedłużenie w wolnościowym i głęboko lewicowym duchu, może dlatego, że i dziadek i ojciec Jacka byli pepeesiakami. Praca ideowa PPS to wszechstronne samokształcenie, ale też spółdzielnie mieszkaniowe (patrz Żoliborz) i kooperatywy produkcyjne. Oddziaływanie ideowe PPS mogło się spokojnie mierzyć z parafiami i komórkami, czy bojówkami endecji.
Dzisiejszy problem dotyka wprost tego nerwu: po stronie europejskiej i demokratycznej, siłą rzeczy wolnościowej, nikt podobnej pracy nie wykonuje, na pewno nie wykonuje jej z pasją i oddaniem. Młodzieżówki partyjne hodują małych aparatczyków i niczym więcej się nie zajmują. Korwinowi i narodowcom się chce, mają do tego sprzyjającą aurę zakazanego owocu, zwalczanego rzekomo przez mainstream . Pamiętam swoje zdumienie, ale też podziw, gdy kilkanaście lat temu na meczach Śląska widziałem Kornela Morawieckiego i czołówkę SW bratającą się z żyletą (nabojką) wrocławskiego WKS - co za ludzie, że też im się chciało, przecież tam i "kurwy" latały i w dziób można było za bezdurno zarobić! Dziś polskie nabojki to najlepsze i najpewniejsze zaplecze radykalnej prawicy. Z PiSem sympatyzują jedynie siłą rozpędu, bo jest zdecydowanie za mało radykalny.
Nabojki i żylety nie odbijemy, natomiast ludzie oddani idei wolnościowej muszą pracować z młodzieżą, tak jak czynili to Kamiński, a po nim w zmienionych realiach Kuroń. Muszą robić to z pasją i z charyzmą - w przeciwnym wypadku doczekamy i to szybciej niż myślimy, takiego sejmu, jaki w dzień dziecka obradował przy Wiejskiej.
Paweł Kocięba-Żabski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz