Stało się to, na co po cichu liczyliśmy: bunt Dudy konsekwentnie postępuje, ogniskując się teraz w miejscu newralgicznym - resorcie Macierewicza. Antoni przez półtora roku świadomie i z premedytacją poniżał BBN i prezydenta osobiście, całkowicie odcinając go od podstawowych informacji i zakazując generałom i niższym oficerom jakichkolwiek kontaktów z jego kancelarią. Generał Kraszewski, odpowiedzialny w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego za kontakty z armią, najpierw został przez Macierewicza przedstawiony do awansu, by po chwili za jego sprawą stracić dostęp do informacji niejawnych, czyli w wojsku de facto wszystkich istotnych. Było jasne, że za postępowaniem kontrwywiadu w jego sprawie stoi osobiście minister wojny, a sam generał stanowi tylko narzędzie do uderzenia w Dudę. Prezydent próbował rozegrać kartę generalskich nominacji już w zeszłym roku, jednak szybko uległ: zostały one jedynie przesunięte o dwa tygodnie z 11 listopada na Dzień Podchorążych.
Tym razem Duda przestał żartować i uderzył Macierewicza mocno w splot słoneczny. Odsunięcie w bliżej nieokreśloną przyszłość 46 nominacji generalskich i admiralskich nastąpiło w momencie oczywistego kryzysu systemu dowodzenia - Macierewicz wcześniej wypchnął z wojska prawie pięćdziesięciu generałów i ponad trzystu pułkowników, w tym wszystkich kluczowych, jak szef sztabu generalnego, dowódca wojsk operacyjnych czy szef zaopatrzenia, decydujący o zakupach sprzętu. Sytuacja fastrygowanej przez ministra prowizorki staje się groźna dla kraju, rzecz wymaga natychmiastowej interwencji premier, a tak naprawdę posła Kaczyńskiego. Znając charakter Antoniego, konflikt będzie postępował i rozwijał się w najlepsze, naturalnie na oczach dowództwa NATO.
Dla opozycji to ostatni moment, aby inteligentnie wykorzystać pęknięcie w obozie dobrej zmiany. Duda będzie teraz grillowany na wszelkie możliwe sposoby, a wiemy, że jego samodzielność jest krucha i bardzo świeżej daty. Prezydencki projekt ustaw sądowych powinien być wypracowany wspólnie z prawniczymi samorządami i stowarzyszeniami, najlepiej gdyby był radykalny w konkretnych rozwiązaniach (demokratyzacja KRS, koncentracja postępowania, usprawnienie apelacji, odciążenie sędziów od mitręgi biurokratycznej), natomiast nie łamał Konstytucji i nie oddawał wszechwładzy Ziobrze. Gdyby projekt prezydencki był przyzwoity, daje to opozycji poważne pole do manewru, łącznie z poparciem części czy nawet większości rozwiązań. PiS zmuszony do obalania reformatorskich zapisów prezydenta, jednego po drugim i w świetle kamer, to sytuacja, jakiej w Polsce jeszcze nie było.
Opozycja musi działać wspólnie, w naturalny sposób kontynuując ideę lipcowych świetlnych protestów. Na wagę złota jest inicjatywa porozumiewawcza Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marty Lempart: nazywa się Koalicja Prodemokratyczna, powstała bezpośrednio po protestach, a skupia przedstawicieli ruchów społecznych, partii parlamentarnych i pozaparlamentarnych. Trzeba na to chuchać i dmuchać, tym bardziej, że celem długofalowym Koalicji jest wypracowanie minimum programowego przyszłej wspólnej listy. Doskonale, że inicjatywa zjednoczeniowa nie wyszła od dużych partii, bo mogłaby się spotkać z nieufnością strony społecznej. Nic nie stoi na przeszkodzie, by stanowisko wypracowane w sprawie sądów było publicznie prezentowane już jako wspólne i koalicyjne. Wzmocniłoby to mandat partii sejmowych, uspołeczniło cały proces i stworzyło szansę na wciągnięcie do antypisowskiej roboty środowisk niechętnych choćby Platformie czy partiom generalnie.
Kluczem jest wspólna praca i wspólne działanie - jeśli koalicja okrzepnie w boju, może stać się w przyszłości naszym wyborczym walcem. Zachowanie Dudy stanowi tu istotną część rozgrywki. Pisowski monolit stanowił do tej pory właśnie ich walec, który miażdżył wszystko i zniechęcał do oporu. Sytuacja w Pałacu otwiera polityczną przestrzeń dla inteligentnych liderów.
Paweł Kocięba-Żabski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz