Tkwimy w tej chwili w stanie zawieszenia, który zapewne potrwa do połowy września. Stan to chybotliwy i nieprzyjemny, bo składa się z samych znaków zapytania. Co będzie ze świetlistym ruchem społecznym, który się nagle narodził? Czy dotrwa do pierwszych chłodów? Czy Andrzej Duda wytrzyma presję i wrogie pomruki twardego elektoratu? Prezes w 4-godzinnym wywiadzie dla TV Trwam zapowiedział na jesień krucjatę przeciwko sądom, mediom i Brukseli - nie oddadzą więc ani guzika, prezydent popełnił błąd, ale dostanie drugą szansę, aby się poprawić. Sygnały z Pałacu dochodzą również dziwaczne, bo okazuje się, że decyzję o wetach Duda podjął w absolutnej tajemnicy przed współpracownikami, obawiając się najwyraźniej przecieku. Podjął ją w ostatniej chwili, co jeszcze raz w fatalnym świetle stawia psychologiczne kwalifikacje naczelnika. Miał on wygraną w ręku, a wypuścił ją przekonany, że powtórzy się scenariusz z Trybunałem Konstytucyjnym. Nie powtórzył się, bo Duda wyciągnął wnioski z własnych upokorzeń.
Wynika z tego, że decydujący wpływ na decyzję prezydenta miała żona, ojciec i dyskrecjonalne działania biskupów. Szef kancelarii Szczerski do niedzielnego popołudnia puszczał przecieki o planowanym jednym podpisie i jednym odesłaniu do Trybunału Konstytucyjnego - grillowany po wetach przez Kaczyńskiego i Brudzińskiego przysięgał, że o niczym nie wiedział, a na Dudę "ma teraz wpływ jakiś inny ośrodek". Mogło to być ukartowane, jednak nie w tym towarzystwie. Urzędnicy prezydenta mają zbyt bliskie relacje z kierownictwem dobrej zmiany, które cenią zapewne wyżej niż lojalność wobec szefa: Szczerski z Kaczyńskim, a Dera z Ziobrą. Przeciek byłby murowany, a naczelnik na Nowogrodzkiej rzeczywiście był bliski apopleksji i "chodził po ścianach".
Jeśli Szczerski mówił szczerze, a na to wychodzi, narzuca się pytanie, co to za tajemniczy inny ośrodek? Wszyscy znający dobrze realia nie mają wątpliwości - Kraków i Częstochowa. Kraków, bo żona i ojciec, Częstochowa, bo jednoznaczny przekaz od biskupów. W pierwszej chwili nie rozumiałem steku bluzgów, jaki wylał się na pierwszą damę zaraz po wecie w prawicowej blogosferze. Najwyraźniej blogerzy-ultrasi wiedzą lepiej, co w trawie piszczy. Z ojcem sprawa jest bardziej złożona, bo dał się przecież poznać jako katolicki integrysta w duchu zdecydowanie przedsoborowym. Integrysta integrystą, a krakowski stosunek do sądów przeważył. Dużą rolę musiało też odegrać lekceważenie, jakie synowi okazywał na każdym kroku Kaczyński. To zawsze bardziej boli seniora niż juniora nawykłego do "father figure". Co do episkopatu, to sprawa została rozegrana klasycznie, jak w sanhedrynie: pasterze zachowali konsekwentnie milczenie pomimo wezwań KIKów, natomiast przesłali wyraźny sygnał po cichu. Po cóż na szwank wystawiać niezliczone frukta, jakie pisowska władza oferuje Kościołowi. W każdym razie abp Gądecki podziękował głowie państwa oficjalnie.
Jeśli Kaczyński zrealizuje zapowiedź i pójdzie na ostro, zwarcie z prezydentem jest nieuchronne. W interesie naczelnika jest przeprowadzić je po cichu i wyłącznie w wąskim gronie. Łatwiej będzie wtedy złamać świeżą i nieokrzepłą jeszcze niezależność, łatwiej użyć autorytetu i szantażu "lojalnościowego", jak to obóz dobrej zmiany bardzo jest zagrożony, a wróg nie śpi i czyha. I odwrotnie, i w krótko - a na pewno w długofalowym interesie prezydenta jest spór z wodzem upublicznić i przenieść na płaszczyznę moralną i ideową - słowem nie dać się zabić po cichu. Oprócz samych projektów, Andrzej Duda powinien w specjalnym orędziu określić warunki brzegowe, na jakich ustawy podpisze: im mocniej i zręczniej je uzasadni, tym lepiej. Właściwe byłyby również prezydenckie poprawki do ustroju sądów powszechnych jako część pakietu do dyskusji; nie ulega wątpliwości przecież, że to co oburza przy Sądzie Najwyższym, w tej samej mierze oburzać musi przy sądach niższych szczebli. Naczelnika szlag trafi, ale ciernista jest droga niezależności i szacunku do samego siebie.
Opozycji życzyć trzeba tylko jednego: żeby nie zmarnowała i nie zgubiła potężnego żywiołu świetlistych protestów. To święta prawda, że młodzi muszą zorganizować się sami: nie mają zaufania ani sympatii do PO i Nowoczesnej, mówią to otwarcie i mają do tego prawo. Przeżycie generacyjne to mocna rzecz, w pierwszej Solidarności dominowali trzydziestolatkowie. Jednak nasza ordynacja jest bezlitosna - duży bierze wielką premię pożerając doszczętnie małych i marginalizując średniaków. Lekcja obecnego parlamentu bije aż nadto po oczach. Wniosek nasuwa się sam: żywioł musi znaleźć swoje formy organizacyjne, być traktowany w pełni podmiotowo, a rzeczą doświadczonych polityków pozostaje zbudować wspólny obóz i wspólną listę. Im wcześniej się tę pracę wykona, im więcej akcji wspólnie przeprowadzi, tym większa pewność, że konstrukcja wytrzyma i nie trzaśnie tuż przed wyborami. Jeśli ten egzamin młodzi i starzy obleją, będą przez kolejne kadencje wegetować w pisowskim bantustanie dla prawdziwych Polaków.
Paweł Kocięba-Żabski
"Antykaczyzm” czy "antypisizm” to za mało, by porwać tłumy. Opozycja nie posiada działającej na emocje i wyobraźnię wizji, dzięki której mogłaby uwieść wyborców
OdpowiedzUsuńTrudno sobie wyobrazić, by nagle na ulice spontanicznie wyszły dziesiątki tysięcy ludzi tak jak to było przy okazji umowy ACTA, "Czarnych Marszów" kobiet, czy pierwszych demonstracji Komitetu Obrony Demokracji.
brak wizji Polski po PiS jest poważną słabością KODu. Bo co dzisiaj możemy zaoferować młodym Polakom? Powrót do władzy PO? Katastrofa, nie kupują tego. Jak napisała w poście Anna Dera „Proponujmy jak najmniej państwa w państwie, zlikwidujmy wszelkie polityczne łupy typu rady nadzorcze, wszelakie agencje i fundacje itp żerujące na naszej wspólnej kasie. Zlikwidujmy powiaty i urzędy wojewódzkie. Samorząd gminny i wojewódzki dadzą sobie radę z realizacją zadań na swoim terenie. Stwórzmy służbę cywilną niezależną od polityki, składającą się z najlepszych fachowców. Świeckie państwo, prawa kobiet, związki partnerskie, oczywiście proeuropejskość, otwarcie na świat. Żadnego finansowania partii z budżetu państwa, likwidacja Senatu. Myślę, że taka wizja przyciągnie też młodych, którzy nie bez powodu popierają teoretycznego "antysystemowca" Kukiza.” Więc trzeba formułować postulaty wizji Polski po PiSie, szczegóły techniczne i ekonomiczne pozostawiać partia (one maja zdolności finansowe)
Filozof. Prof. Marcin Król mówi, że ma wrażenie, że „gdyby jutro udało się pokonać PiS, to dzisiejsza opozycja uznałaby, że wystarczy tylko rozliczyć prezesa i jego ludzi, a potem wszystko wróci do stanu, powiedzmy 2010r. Otóż nie wróci. Ten etap mamy za sobą”.
W ostateczne zjednoczenie opozycji nie wierzę. Te kilka partii i ruchów to nawet nie znacząca część opozycji politycznej, ruchów miejskich, stowarzyszeń i niezależnych związków zawodowych. A ponadto uważam, że opozycja nie powinna się też jednoczyć. Nic nie da stworzenie wspólnego frontu, nawet gdy będzie on się nazywał demokratyczny, bo będzie to wyglądało na działanie mało autentyczne. Opozycja powinna grać na różnych fortepianach, by trafić do różnych grup wyborców. Potrzebni są i liberałowie, i ludowcy, i lewica, którzy będą ze sobą współdziałać,ale także pięknie się różnić, jak napisał Jarosław Karpiński w Tok FM.