sobota, 15 października 2016

Czy Antoni Macierewicz to ruski agent? Zapewne nie, natomiast robi wszystko, żeby stworzyć takie wrażenie - cz.1

Pobieżna nawet analiza działalności Macierewicza w latach 1992-93, 2005-2007 oraz ostatniej odsłony, już w roli ministra wojny, nie pozostawia żadnej wątpliwości; dokładniejsza może przerazić nawet osobnika flegmatycznego i w ekstremalnym stopniu odpornego na wstrząsy: gdyby Putin, a przed nim czołówka jego macierzystych organizacji - KGB i GRU - dysponowała w Polsce świetnie wyszkolonym agentem wpływu, czyniłby on dokładnie to samo co Antoni, może ostrożniej i z nieco mniejszą częstotliwością. Analiza otoczenia naszego ministra wojny wypada jeszcze gorzej: tu ruski agent ruskim agentem pogania, ci zaś dmuchają w plecy aktywistom i sponsorom prokremlowskiej partii Zmiana.
Historia wyczynów Antoniego w wolnej Polsce rozpoczyna się od pamiętnej dzikiej lustracji, gdy ujawnił światu, że agentami komunistycznej bezpieki byli ówczesny prezydent (Wałęsa), marszałek Sejmu (Chrzanowski), ćwierć rządu i znacząca część obydwu izb parlamentu, w tym Leszek Moczulski, Wiktor Osiatyński i Michał Boni. Opóźniło to znacznie i skomplikowało wejście Polski do NATO. Gdyby koniunktura ułożyła się inaczej, na co Rosjanie z pewnością liczyli, Polska nigdy by do Sojuszu nie weszła, lądując na stałe w szarej strefie niczyjej pomiędzy Imperium a świeżo zjednoczonymi Niemcami. Taka mogła być cena wyczynów Antoniego et consortes; jeśli jej nie zapłaciliśmy, to tylko dlatego, że Clinton był na rozszerzenie NATO zdecydowany, a Jelcyn okazał się słabnący w oczach i dodatkowo sparaliżowany narastającym wewnętrznym chaosem.
Drugi etap działalności Antoniego to weryfikacja wojskowego kontrwywiadu (WSI) w 2006 i 2007 roku. Macierewicz wydał w ręce Rosjan, talibów, Al-Kaidy i paru jeszcze sympatycznych organizacji naszych agentów działających pod przykryciem w Afganistanie, Iraku i reszcie regionu - pracowali oni zresztą w większości dla Amerykanów. Pod pretekstem walki z komunistycznymi złogami WSI Antoni opublikował ich nazwiska i dokładne dane osobowe. Kilkadziesiąt procesów, które część poszkodowanych żołnierzy i oficerów wytoczyła Ministerstwu Obrony zakończyła się we wszystkich przypadkach zasądzeniem odszkodowania dla powodów i oficjalnymi przeprosinami kierownictwa resortu. Nie trzeba dodawać, że państwo polskie nie dysponowało - jak się wkrótce okazało - żadnym regresem do Macierewicza; kierując komisją weryfikującą polski kontrwywiad okazał się on bowiem już wkrótce osobą prywatną - taką wykładnię przedstawili wtedy zdumionej publiczności prawnicy MON. Jako osoba prywatna rekrutował również za chwilę kierownictwo i kluczowych dowódców nowopowołanej Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Według zgodnego świadectwa fachowców polski kontrwywiad wojskowy do dziś nie odzyskał sprawności niezbędnej do realnej osłony naszych wojsk poza granicami, jak i wewnątrz kraju.
Najnowsza odsłona tragikomedii z Antkiem-Policmajstrem w roli głównej wystartowała z przytupem, tuż po ministerialnej nominacji, wcześniej oczywiście przez Beatę Szydło skrupulatnie dementowanej (wprost sugerowała kandydaturę Gowina). Misiewicze wtargnęli pod osłoną nocy do siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, odpowiadającego za demaskowanie rosyjskiej agentury na wschodniej flance NATO. Chłopaki wyłamały zamki, porozbijali sejfy i zabrali ich zawartość - ot tak, bez żadnego protokołu zdawczo-odbiorczego, bo dotychczasowego dowódcy, pułkownika Duszy, nawet nie wpuścili do budynku. Czemuż to było im tak spieszno? Prędko się nie dowiemy, to pewna, aczkolwiek wiadomo już, że szukali na przykład dokumentów dotyczącej pani major, którą za chwilę Macierewicz zwolnił ze służby.
Traf chce, że podpadnięta pani major była jedynym oficerem naszego kontrwywiadu mogącym się pochwalić skutecznym rozbiciem dwóch rosyjskich siatek szpiegowskich. To przecież jasne, że pod Antonim musiała za to zapłacić. Nie ona jedna zresztą: od początku roku Macierewicz konsekwentnie odsuwa od dowódczych stanowisk naszych weteranów z Afganistanu i Iraku - elitę i kręgosłup armii czynnej, w szczególności sił szybkiego reagowania. Na ich miejsce awansuje żółtodziobów, demoralizując kadrę i ośmieszając honor munduru, jeżeli to pojęcie cokolwiek jeszcze w Polsce znaczy.
cdn dziś wieczorem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz