Sam się czuję wyklęty, gdy zmuszony jestem czytać bądź słuchać straszliwych bredni wypisywanych tudzież głoszonych na temat tuż-powojennego podziemia.
Chłopcy i dziewczęta bez własnej winy znaleźli się w matni. Ta matnia była i będzie bez precedensu w dziejach.
Po zdradzie sojuszników w Jałcie i Poczdamie bardzo młodzi Polacy zmuszeni zostali do walki w sporej części również przeciwko własnemu społeczeństwu, śmiertelnie zmęczonemu pięcioletnią okupacją.
Mówiąc wprost: przeciwko tej olbrzymiej większości społeczeństwa, która po piekle wojny chciała coś wreszcie ocalić od zagłady i coś normalnie - jak każdy człowiek - budować.
Wśród osób współpracujących z nową władzą ubecy, KBW, czy agenci NKWD stanowili znikomy odsetek.
Dodać należy, że polityczna rachuba WiN-u, organizacji NIE, czy przeróżnych odmian NSZ-u sprowadzała się w istocie do czekania na trzecią wojnę światową. Tak jakby drugiej było mało.
To raz. A dwa: to kwestie personalne, kadrowe rzekłbym. Pseudoprawicowa - obecnie już niestety państwowa propaganda - miesza bez litości ludzi szlachetnych ze zwykłą swołoczą.
Generał Nil-Fieldorf, rotmistrz Pilecki, Łupaszka, na koniec nasz wrocławski Klamra to byli bohaterowie. Zbrodnią bezdennej głupoty jest mieszanie ich z hołotą, pospolitymi bandziorami pokroju Ognia, Burego, czy Ponurego.
Ogień mordował bez litości Żydów i Słowaków, regularnie też donosił na kolegów z AK do UB, czy NKWD; Bury miał zwyczaj otaczać białoruskie wsie zwartym kordonem, mordując następnie wszystkich bez wyjątku - kobiety i dzieci w pierwszej kolejności. Bury, aresztowany przez KBW pierwszego dnia obciążył swego zastępcę.
Niczym się ta zdemoralizowana hołota nie różniła od szalejących na Wołyniu rezunów z UPA.
Ci watażkowie mordowali bezbronnych wbrew jednoznacznym rozkazom kierownictwa polskiego podziemia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz