Oj, nie użył sobie minister skarbu (jeszcze przez sekundę) Jackiewicz Dawid na spółkowych włościach - pohasał trochę, chwilkę krótką ponadymał się jak to ma we zwyczaju, poczem Naczelnik puknął go w czółko bez przesadnych skrupułów. Zarzut - jak na wspólne jednak w gruncie rzeczy standardy PiS, PO, PSL czy jeszcze niedawno SLD - niezwykły zgoła, nawet szokujący: że mianowicie obsadza niezliczone państwowo-spółkowe synekury (zarządy, rady nadzorcze, lukratywne doradztwo wreszcie) swymi kumami tudzież koleżkami.
A kim ma obsadzać, na Bóg miły?! Absolwentami Harvardu? Przecież takowych przy PiSie czy też w jego okolicach brak, skąd niby mieliby tam się wziąć? Naczelnik wyczuł bezbłędnie półgórnym wiatrem, że nawet sympatyzująca z partia rządzącą publika dostaje na początek lekkiego, a po chwili już ciężkiego wścieku na widok wielce zadowolonych z siebie, a młodocianych z reguły gogusiów i cwaniaczków z panahoffmanowej stajni. W tym momencie wydarzenia madryckie stanęły Prezesowi przed oczami jak żywe, a jeszcze srogi jak zawsze Brudziński Achim (namaszczony już oficjalnie następca) trzy grosze dołożył:
- różne cwaniaczki i przefarbowańcy nas obsiedli i próbują na nasz szczot Polskę okradać - powiada na partyjnym konwektyklu. - Niektórzy jeszcze gorsi i bardziej pazerni od nieświętej pamięci Platfusów, choć to się przecież w pale (pisiorskiej zwłaszcza) nie mieści.
Zaraz do chóru potępień i ostrzeżeń dołączył drugi ze świeżo mianowanych wiceprezesów, słynny minister-ministrant Błaszczak: - Nie robią w spółkach niezbędnych audytów, nie przecinają korupcyjnych powiązań - przeciwnie, sami wchodzą w platformerskie złodziejskie buty - powiada zasromany wielce Monice Olejnik w radiu Zet. Audytów prezesi istotnie nie robią i powiązań ("niewidzialnej sieci") nie przecinają, bo głupi nie są: teraz kurwa my, wszystkie te rozkoszne frukta dla nas, a przecież czekaliśmy na to osiem lat z okładem, wyposzczeni jak cholera. Czekali cierpliwie, Prezesa należycie miłowali, a tu taka odpłata za niezłomną lojalność i wierne służby? Świat się kończy, a na razie niepokojąco się chwieje.
Strach blady padł na jackiewiczowców-hoffmanowców, którzy pięknie się (wręcz wzorowo) po spółeczkach rozprowadzili, gabinety i sekretariaty wyrychtowali też jak należy. Teraz nie wiedzą i cierpią katusze: pakować kartony czy też może gniew straszliwy prezesowi z wiceprezesami przejdzie, minie jakoś i wszystko się rozejdzie po kościach, jak już nie raz i nie dwa bywało.
Drży prześliczny, a kompetentny niezwykle Pietryszyn Robert z Lubina i Wrocławia, któren to udatny młodzieniec przesiadł się całkiem niedawno z zarządu PZU na fotel prezesa Lotosu. Słynny ten menedżer kierował był u prezydenta Dutkiewicza stadionem przynoszącym rocznie jedyne 50 milionów straty. Wcześniej przytomnie udzielił braterskiej (pili razem w akademiku), acz skromnej pożyczki Hoffmanowi, więc nagroda musiała być. W Lotosie straty nawet on nie sprokuruje, bo się po prostu nie da. Drży nawet inny druh jackiewiczowy Nowakowski Remigiusz, kierujący od pół roku Tauronem - wprawdzie kompetentny, co się wśród pisiorskiej kadry niemal nie zdarza (przetransferowany z PO, he, he) - ale przecie też wywodzący się z trefnej obecnie paczki młodych amatorów łatwych pieniędzy.
Drży też i kartony szykuje wielka gromada pomniejszych jackiewiczowych przydupasów, jak np. zastępca Nowakowskiego w Tauronie Patalas Paweł, prywatnie syn sekretarza miasta Wrocławia, czyli też od Dutkiewicza. Ten artysta już raz wyleciał, zanim się na dobre zainstalował, ze spółki budowlanej Intersystem, obsługującej trzy czwarte wrocławskich (poważnych rzecz jasna) inwestycji. Ma coś chłop pecha, a może powinien przybrać dla odmiany panieńskie nazwisko matki.
Spektakl nabiera smakowitego kolorytu, Jackiewicz niepotrzebnie już chyba antyszambruje na Nowogrodzkiej, skoro wywalon został z hukiem z Komitetu Centr.., tfu Politycznego. Tenże silnoręki polityk ma jeszcze za uszami pamiętną sprawę sprzed lat ośmiu ze śmiertelnym pobiciem sztajmesa, który podobno zaczepiał wcześniej jego żonę i syna w autobusie. Piszę "podobno", bo żona rozpoznała rzekomego sprawcę dwie godziny później na pociumaka, przez brudną szybę autobusu. Sprawa została we wrocławskiej prokuraturze skręcona ("poseł użył właściwej siły do odparcia napaści (?!)"), lecz teraz w warunkach niełaski, wszystko jest możliwym - nawet gorsze jeszcze nieszczęścia niż zwykła dymisja, jakich wiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz