piątek, 3 listopada 2017

Grzegorzu Schetyno, czy Ty się nadajesz?

   Jeżeli Grzegorz Schetyna będzie nadal budował Zjednoczoną Opozycję w stylu czwartkowej prezentacji Trzaskowskiego - kandydata na prezydenta stolicy, Kaczyński ma zagwarantowaną władzę dożywotnią, a nawet zza grobu. Już wiele miesięcy temu lider PO wzywał do rozmów o wspólnym kandydacie na prezydenta Wrocławia, po czym po kilku dosłownie dniach ogłosił, że będzie to jego kandydatka, Alicja Chybicka. Nazajutrz od Bogu ducha winnej pani profesor odcinała się już Nowoczesna, Dolnośląski Ruch Samorządowy i cała reszta zainteresowanych. Efekt: we Wrocławiu mamy w tej chwili pięciu potencjalnych kandydatów opozycji (oprócz Chybickiej m.in. posłów Protasiewicza i Jarosa) i dwóch niezależnych, a to nie jest nasze ostatnie słowo. Metoda pod hasłem "negocjujmy mozolnie, negocjujmy, a ja z partyzanta będę ogłaszał kolejnych kandydatów" wydaje się niezawodna: zawsze ten sam schemat niespodziewanej konferencji prasowej i po chwili zdumionych min niedoszłych koalicjantów przed kamerami. W takim właśnie ogniu wykuwa się jedność i wzajemne zaufanie opozycji.
   Należy z tego wnosić, że za miesiąc Schetyna z równym przekonaniem ogłosi Jarosława Wałęsę w Gdańsku, Zdanowską w Łodzi i Jaśkowiaka w Poznaniu. Partnerom - politycznym i społecznym - nie pozostanie nic innego, jak ogłosić swoich i we wszystkich większych miastach kandydat PiSu walczył będzie z czwórką albo piątką naszych. W końcu w Warszawie Nowoczesna ma Kamilę Gasiuk-Pihowicz, a lewica Barbarę Nowacką, które nie szefowały kampanii HGW, a wyborczo wcale nie są od Trzaskowskiego słabsze! Prezes obserwuje te harce z serdecznym uśmiechem: teraz wystarczy tylko zmienić ordynację, zlikwidować drugą turę i dumne niezdobyte twierdze same oddadzą władzę w dobre ręce. Jak to będzie wyglądało? Ano w Warszawie Patryk Jaki 25%, a za nim czwórka naszych, powiedzmy po 15-20%. Dla PiSu druga tura to oczywista przeszkoda, którą przy własnej partyjnej dyscyplinie należy bezwzględnie usunąć. Najlepiej w ostatniej chwili, żeby się przeciwnik nie zdążył przegrupować.
   Schetynie wydaje się najwyraźniej, że działa racjonalnie i z pozycji siły - pozostali będą w końcu musieli niechętnie poprzeć jego kandydatów. To typowy okaz generała poprzedniej wojny, w której wygrywał jak chciał i mógł potem z satysfakcją popalać cygaro. Ta wojna będzie całkowicie inna i będzie o wszystko, głównie o życie: druga kadencja PiSu będzie oznaczała całkowitą zmianę reguł gry i niemal pewne kadencje następne. Wybory samorządowe są szczęśliwie pierwsze, PiS nie czuje się w nich mocny, samorządu nie lubi i tego nie ukrywa. Skoro tak, opozycja musi je zdecydowanie wygrać, by złamać zwycięski impet naczelnika i wyłonić - właśnie w zwycięskich potyczkach samorządowych - wspólną listę na wybory parlamentarne. W świetle takiego wyzwania i takiej odpowiedzialności małe gierki z Trzaskowskim i Chybicką są w oczywisty sposób szkodliwe i przeciwskuteczne. Podrywają wzajemne zaufanie, prowokują działania - wstyd powiedzieć - odwetowe. Na głównym rozgrywającym opozycji spoczywa szczególna odpowiedzialność za całokształt: powinien czynić wręcz ustępstwa słabszym partnerom, żeby skonsolidować drużynę. Na pewno nie wolno mu występować z pozycji siły (jakiej siły? 18, 20%? - z tym się w skali kraju niczego nie zwojuje!) ani stawiać ich przed faktami dokonanymi. To przejdzie raz, przejdzie drugi, a w końcu rozbije nieodwracalnie słabiutką jeszcze i nieugruntowaną jedność.
   Wielu powie: no właśnie, przecież ten Schetyna się kompletnie nie nadaje. I tutaj żarty się kończą całkowicie. Do wyborów samorządowych został rok, do parlamentarnych dwa lata. PiS dobija do 50% w sondażach. Wszystko, czym w tej chwili dysponujemy to około 35-40% wspólnie liczonego poparcia dla PO, N, PSL i SLD. Schetyna powinien to poparcie przekuć w zwycięstwo w samorządach - jeśli tego nie potrafi, to rzeczywiście się nie nadaje. Ale oznacza też, że jeśli się nie nadaje, to już przegraliśmy. Nowa polityczna jakość nie powstała, czas dla tego niezbędny kurczy się niemiłosiernie. Swojej wspólnej reprezentacji nie wyłoniła ani lewica - Bóg jeden wie, na co czeka Barbara Nowacka? - ani ruchy obywatelskie, przewodzące letnim protestom sądowym. Po lewej stronie mamy dwa ugrupowania walczące o przekroczenie progu 5% (SLD i Razem), które nigdy nie pójdą razem. SLD bezwzględnie powinno włączyć się w Zjednoczoną Opozycję, żeby przynajmniej jego elektorat nie posłużył (jak poprzednio) umocnieniu przewagi partii rządzącej. Ruchy obywatelskie mogą i powinny powołać polityczną reprezentację, ale to powolny i delikatny proces; nie one przesądzą w walce o sejmiki wojewódzkie, na pewno pomogą w wielkich miastach. Pomogą - jeśli dojdzie do ich konstruktywnej współpracy z opozycją. Mogą też rozbić ostatecznie głosy antyPiSu, jeśli do niej nie dojdzie.
   Ustalmy więc, co mamy, a czego nie mamy. Mamy Schetynę i istniejącą partyjną opozycję, która budzi w dużej części antyPiSu uśmieszek politowania; nie mamy za to niestety ani zjednoczonej lewicy ani politycznej reprezentacji silnych ruchów obywatelskich. Czasu pozostaje niewiele, PiS jest mocny jak nigdy, a materia społeczna pozostaje krnąbrna i nieprzewidywalna.
   Dziś pozostaje apel do lidera PO: Spójrz Grzegorzu rano w lustro i podejmij męską decyzję - chcę uratować Polskę przed PiSem, czy nie? Zrobię wszystko, co potrafię, czy będę kombinować, że jakoś to się samo ułoży? Odstąpię od egoizmu w imię większej sprawy? Jeśli nie, to powinieneś sam wyciągnąć wnioski i to szybko. Jeżeli Polska niepisowska pozostaje bez lidera, powinniśmy o tym wiedzieć. 
Paweł Kocięba-Żabski

2 komentarze:

  1. Nic dodać, nic ująć, aplauz na stojąco. I nadal ta sama bezradność...

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym tkwi sedno sprawy. Mimo, że Zjednoczona Opozycja - z ruchami obywatelskimi włącznie - to koncepcja prosta jak budowa cepa.

    OdpowiedzUsuń