piątek, 27 października 2017

Silne państwo a głodujący rezydenci

   Strajk rezydentów bezlitośnie obnaża silne i sprawne państwo PiS. Silne, gdy trzeba napuścić publiczność na aktualnie zwalczaną grupę społeczną, silne, gdy miliardy mają się znaleźć na propagandę czy (niektóre) zabawki pana Antoniego. Silne również wtedy, gdy społeczeństwu regularnie ograbianemu z wolności, jej bezpieczników prawnych, medialnych czy obywatelskich, trzeba zastosować socjalną anestezję na kredyt: 500 plus, wcześniejsze emerytury i płacę minimalną. Służby zdrowia w propagandowej kampanii nie przewidziano, bo to materia niewdzięczna i skomplikowana, trudna do szybkiego wykorzystania natychmiast, tu i teraz. Skoro nie przewidziano, skoro priorytety dobrej zmiany dotyczą służb specjalnych, IPN-u i własnego aparatu medialnego, to trzeba protest przeczekać, biorąc głodujących na zmęczenie i obsmarowując ile wlezie. Jeśli sędziom miesiącami przyprawiano gębę złodziei i aferzystów, to jaki problem wypuścić psy gończe na niekochanych w większości doktorów. Natomiast mowy nie ma o tym, aby silne podobno państwo wzięło się za barki z samym problemem - strukturalnym i finansowym - który narasta i w końcu eksploduje.
   Eksploduje głównie dlatego, że zakorzeniliśmy się na dobre w Unii Europejskiej i najmłodsze pokolenie lekarzy i pielęgniarek wreszcie ma wybór - agencje od ręki załatwiają pracę w Niemczech, Szwecji czy Norwegii, pomagają również znaleźć pracę współmałżonkowi czy życiowemu partnerowi. Jeśli zważyć, że 20 tys. rezydentów tworzy współczesny zasób niewolniczy do czarnej roboty (ich udział w dyżurach przekracza zapewne 50%), a ciężar pracy frontowej na styku z pacjentem wykonują w wielkiej mierze właśnie oni, to lepiej nie myśleć o skutkach exodusu na przykład połowy z nich. System by się natychmiast zawalił, a na SORze czekalibyśmy nie 10 godzin, jak obecnie, ale dwie doby i dłużej. Pokusa jest olbrzymia: płaca od ręki sześciokrotnie wyższa, obciążenie nieporównanie mniejsze, możliwości profesjonalnego rozwoju nieograniczone, choćby z powodu wyrwania się z ogłupiającego i odczłowieczającego kieratu. Możemy do lekarzy-rezydentów apelować o poświęcenie i patriotyzm, jednak jasne jest, że w przypadku każdej innej naszej grupy zawodowej, mało kto by się wahał. Od 2005 roku Zachód wydrenował jedną dziesiątą polskich lekarzy, prawie 12 tysięcy osób - zaskakująco mało, jak na kosmiczną dysproporcję w zarobkach i prestiżu. Średnia wieku lekarza i pielęgniarki w Polsce znacznie przekracza pięćdziesiątkę: jeżeli odetniemy dopływ młodzieży, w ciągu najbliższych pięciu lat czeka nas katastrofa.
   Winnych tego stanu rzeczy nie trzeba szukać daleko. To bezduszność i bezmyślność państwa oraz egoizm i krótkowzroczność liderów środowiska, nie wszystkich rzecz jasna. Jeśli orze się rezydentami bez litości i opamiętania, milcząco traktując wieloletni okres ich pracy jako czyściec i odpowiednik roli "kotów" w dawnym wojsku, to zasadne jest pytanie o odpowiedzialność ordynatorów i dyrektorów szpitali. Naturalnie powiedzą, że zawsze tak było i że winny jest "system", a oni tylko zapewniają ciągłość pracy w placówkach i na oddziałach. To prawda, jednak stojąca za tym mentalność uderzająco przypomina PRL-owskich trepów: ja przez to piekło przeszedłem, teraz wasza kolej. Nikt się nie czuje odpowiedzialny za obraz całości, a już na pewno nie resort zdrowia pod Konstantym Radziwiłłem. Wyjadą - trudno, ściągniemy z Ukrainy, dobierzemy z Białorusi. Kluczowa jest tu psychologia - jeżeli teraz upokorzy się głodujących i protestujących w całym kraju rezydentów i lekarzy wspomagających, rozpocznie się fala decyzji wyjazdowych, bez oglądania się na jakiekolwiek skutki. Państwo PiS rozpoczęło bezmyślną nagonkę, bo taką ma naturę i takie kompetencje; inaczej niż w przypadku sędziów, lekarze, a już na pewno młodzi, mają wybór. Mogą zagłosować nogami.
   System niewolniczy, swoistego przywiązania do ziemi, jaki zafundowaliśmy rezydentom, bardzo wiele mówi o nas samych. Przełożeni świetnie zdają sobie sprawę z jego skrajnej niesprawiedliwości oraz szkodliwości, jednak natura takiej relacji jest klasycznie obrzydliwa: mam na ciebie trzymanie, zależy ci na zdobyciu specjalizacji, więc zasuwaj 60 godzin na tydzień, a potem się odkujesz na młodszych. Fundusz Pracy płaci ci głodową stawkę, szpitala to nie obciąża, a dorobisz sobie dyżurami, podpierając się nosem i na kroplówce. Taką mamy mentalność szefów szpitali i ordynatorów i z taką stykają się nieodmiennie lekarze-rezydenci. Ten wrzód musiał wreszcie pęknąć - jeśli pani premier, wynajęta przecież do innych zadań i skrajnie niesamodzielna, ministerstwo, a na końcu samo środowisko zlekceważy, mówiąc brutalnie oleje ten krzyk rozpaczy, szykujmy się na załamanie systemu. W tej chwili rezydenci wykonują pracę za starszych kolegów (ci mają prywatne praktyki i inne obowiązki, zrozumiałe przecież w naszych warunkach) w charakterze wygodnej w użyciu niewolniczej siły roboczej - gdyby ich zabrakło, służby zdrowia w Polsce zwyczajnie nie ma.
   Państwo PiS silne jest w rozdawnictwie, służbach i w propagandzie na własną cześć: w tym przypadku zderza się z dramatycznym problemem strukturalnym i społecznym, dotykającym wcześniej czy później wszystkich obywateli. Ciekawe, czy strategicznemu geniuszowi z Nowogrodzkiej starczy rozsądku i wyobraźni, żeby zatrzymać nadchodzące nieszczęście. Starsi lekarze, a w szczególności menedżerowie placówek muszą poczuć się wreszcie współodpowiedzialni za całokształt, nie jedynie za rozpiskę dyżurów do końca tygodnia. Rezydenci strajkują  również, a może przede wszystkim dla nich, żeby ratować system zagrożony u podstawy.
Paweł Kocięba-Żabski         

2 komentarze:

  1. Paweł, jesteś pewny tej info, że 6 razy więcej dostaną za granicą

    OdpowiedzUsuń
  2. Tutaj mają 2200 na rękę, w Norwegii minimum 13 000 - tam 11 000 wynosi płaca minimalna. W Niemczech jest trochę gorzej, ale nieznacznie.

    OdpowiedzUsuń