Prowokacja
gliwicka Adolfa Hitlera to przy prowokacji krymskiej Władimira Władimirowicza
majstersztyk tajnej operacji. 7 i 8 sierpnia doszło na Krymie w dwóch miejscach
(przejście graniczne Armiańsk oraz okolice jeziora Siwasz) do dziwacznych
incydentów, w sprawie których FSB zdążyła już wydać przynajmniej siedem
całkowicie sprzecznych komunikatów. Wspólny ich mianownik sprowadza się do
ogromnego sukcesu miejscowej kontrrazwiedki, która w pobliżu granicy pochwyciła
ukraińskich dywersantów i umiejętnie ich przesłuchała. FSB zaprezentowała też
filmik, na którym facet o nazwisku Panow Jewhenyj opowiada, jak to w Kijowie w
siedzibie SBU szykowali z kierownictwem ukraińskiej bezpieki supertajną
operację na półwyspie; zeznał też, może dla jaj, że otrzymał za nią
gratyfikację w wysokości 150 USD.
Panow miał
mocno obitą gębę i rozbite wargi, mógł więc mówić, co mu kazali albo i trochę
więcej. Rzecznik ukraińskiego wywiadu Wadym Skibickij zaprzeczył stanowczo jakimkolwiek
związkom Panowa i jego ludzi z SBU czy armią, jednakże oświadczył też, że jest
to „uczciwy człowiek i dobry patriota”. Sugerował wręcz, że jego wyczyn mógł
być chwalebną „akcją obywatelską”, za którą Kijów ze zrozumiałych względów nie
bierze żadnej odpowiedzialności.
W tym samym
czasie nieopodal jeziora Siwasz dojść miało do gwałtownej wymiany ognia między
ukraińskimi szpiegami a kontrwywiadem FSB (jeden z komunikatów mówił wręcz o
udanej zasadzce Rosjan), w której zginęli podpułkownik FSB Roman Kamieniew i
jego zastępca. Jeśli to prawda, to zasadzka okazała się wcale nie taka udana. Dzień
później w innej strzelaninie zginął w tym samym miejscu rosyjski starszy szeregowiec
Siemion Syczew. Mogli chłopcy sobie popić i w ciemnościach się postrzelać
miedzy sobą, mogła to też być prowokacja służb, mająca uzasadnić własną agresję.
W każdym
razie na Kremlu gromko zawołali „krew za krew”, o cztery dni przyspieszyli
zaplanowane wcześniej manewry „Kaukaz”, polegające głównie na forsowaniu rzek i
przeprowadzaniu potężnych desantów lotniczych na wrażym terytorium.
Jednocześnie osobne, choć mocno pokrewne manewry rozpoczęła Flota Czarnomorska,
ćwicząc z właściwym sobie zapałem desanty z morza. Komendę nad nimi wbrew
rutynowej procedurze objął osobiście dowódca marynarki wojennej admirał
Władimir Koroliew.
Traf chciał,
że trzy tygodnie wcześniej Putin zdymisjonował osiemnastu czołowych siłowików
ze swego najbliższego otoczenia, w ich liczbie niedoszłego „carewicza”, a więc
delfina imperium Siergieja Iwanowa, pełniącego przez długie lata funkcję już to
szefa prezydenckiej administracji, już to szefa MSZ i Rady Bezpieczeństwa w
jednej osobie. Na pociechę mianował go swym przedstawicielem do spraw ekologii
i transportu, co jako żywo przypomina praktyki Stalina z późnych lat
trzydziestych – obdarzony specyficznym poczuciem humoru dyktator tuż przed
wyznaczonym już wyrokiem śmierci mianował kolejnych szefów NKWD (Jagoda, Jeżow)
komisarzami transportu wodnego. Zapewne chętnie dorzuciłby do tego i ekologię, lecz
wtedy była to dyscyplina mało jeszcze w Rosji spopularyzowana.
O
wprowadzenia sankcji realny dochód obywatela na głowę spadł w Rosji lekko
licząc o jedną trzecią i spada nadal; Władimir Władimirowicz traci zaufanie (a
wiec pewnie i poparcie) najbliższego zaplecza w kluczowych resortach siłowych.
Oznacza to tylko jedno: szybka, zwycięska wojenka może się okazać na wagę
złota.
Oby nie....
OdpowiedzUsuń