środa, 24 sierpnia 2016

Czy Putin rozpocznie na Krymie trzecią wojnę światową

Prowokacja gliwicka Adolfa Hitlera to przy prowokacji krymskiej Władimira Władimirowicza majstersztyk tajnej operacji. 7 i 8 sierpnia doszło na Krymie w dwóch miejscach (przejście graniczne Armiańsk oraz okolice jeziora Siwasz) do dziwacznych incydentów, w sprawie których FSB zdążyła już wydać przynajmniej siedem całkowicie sprzecznych komunikatów. Wspólny ich mianownik sprowadza się do ogromnego sukcesu miejscowej kontrrazwiedki, która w pobliżu granicy pochwyciła ukraińskich dywersantów i umiejętnie ich przesłuchała. FSB zaprezentowała też filmik, na którym facet o nazwisku Panow Jewhenyj opowiada, jak to w Kijowie w siedzibie SBU szykowali z kierownictwem ukraińskiej bezpieki supertajną operację na półwyspie; zeznał też, może dla jaj, że otrzymał za nią gratyfikację w wysokości 150 USD.
Panow miał mocno obitą gębę i rozbite wargi, mógł więc mówić, co mu kazali albo i trochę więcej. Rzecznik ukraińskiego wywiadu Wadym Skibickij zaprzeczył stanowczo jakimkolwiek związkom Panowa i jego ludzi z SBU czy armią, jednakże oświadczył też, że jest to „uczciwy człowiek i dobry patriota”. Sugerował wręcz, że jego wyczyn mógł być chwalebną „akcją obywatelską”, za którą Kijów ze zrozumiałych względów nie bierze żadnej odpowiedzialności.
W tym samym czasie nieopodal jeziora Siwasz dojść miało do gwałtownej wymiany ognia między ukraińskimi szpiegami a kontrwywiadem FSB (jeden z komunikatów mówił wręcz o udanej zasadzce Rosjan), w której zginęli podpułkownik FSB Roman Kamieniew i jego zastępca. Jeśli to prawda, to zasadzka okazała się wcale nie taka udana. Dzień później w innej strzelaninie zginął w tym samym miejscu rosyjski starszy szeregowiec Siemion Syczew. Mogli chłopcy sobie popić i w ciemnościach się postrzelać miedzy sobą, mogła to też być prowokacja służb, mająca uzasadnić własną agresję.
W każdym razie na Kremlu gromko zawołali „krew za krew”, o cztery dni przyspieszyli zaplanowane wcześniej manewry „Kaukaz”, polegające głównie na forsowaniu rzek i przeprowadzaniu potężnych desantów lotniczych na wrażym terytorium. Jednocześnie osobne, choć mocno pokrewne manewry rozpoczęła Flota Czarnomorska, ćwicząc z właściwym sobie zapałem desanty z morza. Komendę nad nimi wbrew rutynowej procedurze objął osobiście dowódca marynarki wojennej admirał Władimir Koroliew.
Traf chciał, że trzy tygodnie wcześniej Putin zdymisjonował osiemnastu czołowych siłowików ze swego najbliższego otoczenia, w ich liczbie niedoszłego „carewicza”, a więc delfina imperium Siergieja Iwanowa, pełniącego przez długie lata funkcję już to szefa prezydenckiej administracji, już to szefa MSZ i Rady Bezpieczeństwa w jednej osobie. Na pociechę mianował go swym przedstawicielem do spraw ekologii i transportu, co jako żywo przypomina praktyki Stalina z późnych lat trzydziestych – obdarzony specyficznym poczuciem humoru dyktator tuż przed wyznaczonym już wyrokiem śmierci mianował kolejnych szefów NKWD (Jagoda, Jeżow) komisarzami transportu wodnego. Zapewne chętnie dorzuciłby do tego i ekologię, lecz wtedy była to dyscyplina mało jeszcze w Rosji spopularyzowana.

O wprowadzenia sankcji realny dochód obywatela na głowę spadł w Rosji lekko licząc o jedną trzecią i spada nadal; Władimir Władimirowicz traci zaufanie (a wiec pewnie i poparcie) najbliższego zaplecza w kluczowych resortach siłowych. Oznacza to tylko jedno: szybka, zwycięska wojenka może się okazać na wagę złota.

1 komentarz: