piątek, 19 sierpnia 2016

Janowska PRIDE of POLAND na naszych oczach zmienia się w pisiorską SIARĘ of POLAND

Czegoś podobnego podczas słynnej janowskiej aukcji polskich arabów (wśród nabywców również dominują szejkowie, z Amerykanami pospołu) najstarsi górale nie pamiętają. Niemała część uczestników bierze udział w aukcji od trzydziestu z górą lat, dysponuje więc odpowiednią perspektywą dla porównań.
Okazało się dowodnie, że pisiorska pycha i typowa dla nuworyszy z czworaków nienawiść do pięknych koni (uznają jedynie perszerony, służące tradycyjnie przodkom pisiorów do ciągnięcia bek z piwem) nie może dobrze się skończyć. Po skandalicznym odwołaniu prezesa Marka Treli minister Jurgiel (przyjrzyjcie się mili Państwo jego facjacie z głębokiego Podlasia rodem) najpierw powierzył Janów swemu koleżce z rodzinnej wsi o dźwięcznym nazwisku Skomorowski (ten wyjaśnił szybko dziennikarzom, że widział kiedyś konia w telewizji i konie pewnie będą jego nowym hobby), następnie po absurdalnej śmierci dwóch klaczy Shirley Watts (dla niezorientowanych: partnerka życiowa perkusisty Rolling Stones) skłonił totumfackiego do rezygnacji; wreszcie powołał szefa końskiej katedry z lubelskiej Akademii Rolniczej, profesora Sławomira Pietrzaka, co przyniosło – płonne, jak się okazało - nadzieje na normalizację.
Jurgiel kazał odebrać organizację aukcji firmie POLTURF, która czyniła to z powodzeniem przez ostatnie lata; wypuścił też plotki o korupcyjnym układzie pomiędzy firmą a prezesem Trelą, co znających troszkę lepiej wieloletniego prezesa przyprawiło o ciężką kolkę ze śmiechu – i po niejakim namyśle zlecił tę robotę Targom Poznańskim, firmie szlachetnej i zasłużonej, ale niekoniecznie w tej elitarnej branży.
Święto konia arabskiego rozpoczęło się od pojednawczych gestów wobec końskiego środowiska wykonywanych przez wiceprezesa ANR Karola Tylendę, zakończyło zaś po chwili wywaleniem tegoż z hukiem ze stołka po tragicznej aukcji. Miała ona przebieg niezwykły, przypominała raczej bazar Różyckiego niż imprezę najwyższej światowej rangi. Najpierw objawiła się zorganizowana na polecenie Jurgiela klikunastoosobowa klaka, której żywe i głośne reakcje mimowolnie zdradzały PGR-owskie pochodzenie jej uczestników. Prowadził wszystko całkowicie niekumaty Angol, który wyraźnie nie wiedział, jakiego konia aktualnie licytuje. W pewnym momencie oczom zdumionych bywalców ukazali się dwaj osobnicy zwani potocznie słupami, którym chytre a niezmiernie przemyślne pisiorstwo nasze nakazało podbijać stawki. Słupy chętnie to uczynili, poczem wzięli nogi za pas. W efekcie klacz – planowana tegoroczna gwiazda imprezy – poszła za dumne 550 tysięcy euro, by po dłuższym czasie być nikczemnie drugi raz sprzedaną za 225 tysięcy. Widząc i słysząc takowe gry i zabawy polskiego ludu, co znamienitsi szejkowie pod rękę z amerykańskimi milionerami zaczęli opuszczać zgromadzenie, mamrocząc pod nosem przekleństwa w języku dla PiSu nie do końca zrozumiałym. Powtarzali też wszem i wobec, że ich prywatne jety zawitały do Janowa po raz ostatni.

Rzecznik Agencji Nieruchomości Rolnych, niejaki Strobel, z miną butną i głupkowatą odtrąbił kolejny wielki sukces Dobrej Zmiany, po czym nos wydłużył mu się o półtora metra. Odwołana niedawno z Agencji wieloletnia inspektor Anna Stojanowska, jedna a autorek sukcesu polskich arabów, płakała po aukcji przez dobre pół godziny. Dorobek jej życia, wielki dorobek Marka Treli i Jerzego Białoboka (prezesa bratniego Michałowa) został właśnie koncertowo i bezpowrotnie zdemolowany przez naszych rządowych i okołorządowych koryfeuszy intelektu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz