No i szczęśliwie
wyjechał i oby nigdy nie wracał – takie i podobne modły zanoszą teraz do nieba nasi
czarni okupanci pospołu z pisiorami. Jakby nie dość było gadania o ciapatych
uchodźcach i niewczesnym miłosierdziu Ojca (przecież każdy pisior wie doskonale,
że Bóg jest – w każdym razie powinien
być - okrutny i niemiłosiernie
sprawiedliwy, jak bywał każdy przedwojenny tak zwany pater familiae), to
jeszcze przyczepił się Franciszek do Cennika - co to jest, ale go nie ma. Ile
kosztuje chrzest, komunia, ślub czy pogrzeb dla odmiany? No przecież co łaska,
lecz wicie, nie mniej niż normalnie w każdej parafii dają…
Znane są
przypadki w ojczyźnie naszej, gdy w sobotę, a więc w szabas i w niektóre dni
powszednie, wstęp do kościołów również bywał płatny (bardzo przystępnie, bo od
3 do 5 złotych od sztuki), co właściwi proboszczowie zręcznie tłumaczyli chwilową
przewagą żywiołu turystycznego nad prawdziwymi wiernymi. W mieście Przemyślu z
kolei większość świątyń codziennie zamykana jest na głucho, z obawy przed
złodziejami; kapłani otwierają podwoje jedynie dla odprawienia mszy.
Tą metodą
wszelkie praktyki faryzejskie, słusznie potępiane przez Pana naszego, zostały
daleko w tyle, a sami faryzeusze, podobnie jak saduceusze, zostali bezpowrotnie
ośmieszeni jako czarne charaktery. My tu w Polsce mamy czarne charaktery z
prawdziwego zdarzenia i nikt nam pierwszeństwa w tej dyscyplinie nie odbierze.
Co zostanie
w naszym polskim arcykatolickim narodzie po Franciszkowej pielgrzymce?
Odpowiedź nie należy niestety do przesadnie złożonych. Nic, zero, null,
nothing, nichts – do wyboru. Na próżno bohaterska dziewczyna z umierającego
Aleppo mówiła o braterstwie i swojej wierze w Boga mimo codziennego holokaustu.
Na próżno rzymski namiestnik naszego Pana świadczył sam sobą o pierwotnej mocy
Ewangelii.
Nasze chytre
kmioty posłuchały, może nawet niektórzy łzę sentymentalną uronili, poczem
powróciły szybciorem do every day business: brutalnego, skrajnie egoistycznego
i bezwzględnego. W pełnej zgodzie z mottem mamusi, tatusia czy dziadunia rodem z
dwumorgowych małorolnych – obcy we wsi, zabić, zabić oraz kto miedzę
naruszy, temu widły w gardło. Dlatego prezydent Duda Andrzej pod rękę z premier
Szydło Beatą zgodnie stwierdzili, że my tu nad Wisłą wszystkich uchodźców z
otwartym sercem po bożemu przyjmiemy, byle nie pod przymusem wstrętnej Merkel,
za to po solidnym a głęboko katolickim namyśle pod przewodnictwem Błaszczaka
Mariusza.
Perły przed
wieprze – aż pięć dni stracił święty mąż, niepomiernie prawdziwszy i bardziej
przekonujący niż Martin Luther King, na pielgrzymkę w arcykatolickiej Polsce,
gdzie wspólnie królują polski Jezus (nie mylić z Jezusem-Żydem) z Maryją, a
polska Maryja z polskim Jezusem. Piękne jest to, że pół Afryki i obu Ameryk słuchało
Franciszka jak Chrystusa podczas kazania na Górze; znamienne też, że parafie
pod Przeworskiem czy Sanokiem gościły tychże czarno- czy ciemnoskórych pielgrzymów
bez nadmiernego obrzydzenia. Głównie dlatego, że miejscowi katolicy mieli
krzepiącą pewność, że weseli i roztańczeni Murzyni oraz Mulaci wyjadą po pięciu
dniach i nigdy-przenigdy nie powrócą. Na szczęście nie do naszej ponurej endecji
z Łomży i Jedwabnego Franciszek się zwracał, jeno do młodych ze 187 krajów globu.
Przesłanie
Franciszka było wstrząsające, szarpiące duszę na strzępy. Byłem dumny i
szczęśliwy, że za jego sprawą nauka Chrystusa okazuje się żywa nawet w
Watykanie i nadal – niezmiennie – posiada siłę broni atomowej, szczególnie
wobec bezbożników i notorycznych grzeszników. Zaiste Franciszek wart jest dla
świata więcej złota niż waży. W tych strasznych czasach, kiedy nawet ślepy i
głuchoniemy czuje nadchodzący kataklizm, ten człowiek przywraca nam godność, wiarę
i nadzieję. Oby go nie otruli, jak Jana Pawła I.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz