czwartek, 4 sierpnia 2016

Święty Franciszek o niebie, nasi biskupi z pisiorstwem wraz - o chlebie

No i szczęśliwie wyjechał i oby nigdy nie wracał – takie i podobne modły zanoszą teraz do nieba nasi czarni okupanci pospołu z pisiorami. Jakby nie dość było gadania o ciapatych uchodźcach i niewczesnym miłosierdziu Ojca (przecież każdy pisior wie doskonale, że Bóg  jest – w każdym razie powinien być  - okrutny i niemiłosiernie sprawiedliwy, jak bywał każdy przedwojenny tak zwany pater familiae), to jeszcze przyczepił się Franciszek do Cennika - co to jest, ale go nie ma. Ile kosztuje chrzest, komunia, ślub czy pogrzeb dla odmiany? No przecież co łaska, lecz wicie, nie mniej niż normalnie w każdej parafii dają…
Znane są przypadki w ojczyźnie naszej, gdy w sobotę, a więc w szabas i w niektóre dni powszednie, wstęp do kościołów również bywał płatny (bardzo przystępnie, bo od 3 do 5 złotych od sztuki), co właściwi proboszczowie zręcznie tłumaczyli chwilową przewagą żywiołu turystycznego nad prawdziwymi wiernymi. W mieście Przemyślu z kolei większość świątyń codziennie zamykana jest na głucho, z obawy przed złodziejami; kapłani otwierają podwoje jedynie dla odprawienia mszy.
Tą metodą wszelkie praktyki faryzejskie, słusznie potępiane przez Pana naszego, zostały daleko w tyle, a sami faryzeusze, podobnie jak saduceusze, zostali bezpowrotnie ośmieszeni jako czarne charaktery. My tu w Polsce mamy czarne charaktery z prawdziwego zdarzenia i nikt nam pierwszeństwa w tej dyscyplinie  nie odbierze.
Co zostanie w naszym polskim arcykatolickim narodzie po Franciszkowej pielgrzymce? Odpowiedź nie należy niestety do przesadnie złożonych. Nic, zero, null, nothing, nichts – do wyboru. Na próżno bohaterska dziewczyna z umierającego Aleppo mówiła o braterstwie i swojej wierze w Boga mimo codziennego holokaustu. Na próżno rzymski namiestnik naszego Pana świadczył sam sobą o pierwotnej mocy Ewangelii.
Nasze chytre kmioty posłuchały, może nawet niektórzy łzę sentymentalną uronili, poczem powróciły szybciorem do every day business: brutalnego, skrajnie egoistycznego i bezwzględnego. W pełnej zgodzie z mottem mamusi, tatusia czy dziadunia rodem z dwumorgowych małorolnych  –  obcy we wsi, zabić, zabić oraz kto miedzę naruszy, temu widły w gardło. Dlatego prezydent Duda Andrzej pod rękę z premier Szydło Beatą zgodnie stwierdzili, że my tu nad Wisłą wszystkich uchodźców z otwartym sercem po bożemu przyjmiemy, byle nie pod przymusem wstrętnej Merkel, za to po solidnym a głęboko katolickim namyśle pod przewodnictwem Błaszczaka Mariusza.
Perły przed wieprze – aż pięć dni stracił święty mąż, niepomiernie prawdziwszy i bardziej przekonujący niż Martin Luther King, na pielgrzymkę w arcykatolickiej Polsce, gdzie wspólnie królują polski Jezus (nie mylić z Jezusem-Żydem) z Maryją, a polska Maryja z polskim Jezusem. Piękne jest to, że pół Afryki i obu Ameryk słuchało Franciszka jak Chrystusa podczas kazania na Górze; znamienne też, że parafie pod Przeworskiem czy Sanokiem gościły tychże czarno- czy ciemnoskórych pielgrzymów bez nadmiernego obrzydzenia. Głównie dlatego, że miejscowi katolicy mieli krzepiącą pewność, że weseli i roztańczeni Murzyni oraz Mulaci wyjadą po pięciu dniach i nigdy-przenigdy nie powrócą. Na szczęście nie do naszej ponurej endecji z Łomży i Jedwabnego Franciszek się zwracał, jeno do młodych  ze 187 krajów globu.
Przesłanie Franciszka było wstrząsające, szarpiące duszę na strzępy. Byłem dumny i szczęśliwy, że za jego sprawą nauka Chrystusa okazuje się żywa nawet w Watykanie i nadal – niezmiennie – posiada siłę broni atomowej, szczególnie wobec bezbożników i notorycznych grzeszników. Zaiste Franciszek wart jest dla świata więcej złota niż waży. W tych strasznych czasach, kiedy nawet ślepy i głuchoniemy czuje nadchodzący kataklizm, ten człowiek przywraca nam godność, wiarę i nadzieję. Oby go nie otruli, jak Jana Pawła I.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz