czwartek, 25 sierpnia 2016

Układ Gdańsk – Warszawa to dziś nieuchronnego oddania pisiorstwu władzy (w samorządach) wspólna sprawa

Bolą zęby i zdrowa skóra się łuszczy, gdy człowiek patrzy, jak prezydenci Gronkiewicz-Waltz Hanna z Adamowiczem Pawłem usiłują ze straszliwym  natarciem prawych i sprawiedliwych wojować. Tak to już jest na świecie – i zawsze było – że moralna siła i przekonanie o własnej słuszności (oby nie psychopatyczne, jak u przesławnego Antoniego z zapasionym pomocnikiem aptekarskim Misiewiczem w klapie) stanowiły najpewniejsze źródło politycznej siły, a w konsekwencji skuteczności.
Wobec miażdżących dowodów warszawskiego reprywatyzacyjnego złodziejstwa i otwartej symbiozy części ratusza (osławionego Biura Gospodarowania Nieruchomościami i przynajmniej jednego z wiceprezydentów) z miejscową pseudoprawniczą ośmiornicą – mecenasi Nowaczyk i Majewski to przecie duma stołecznej adwokatury i kolejni dziekani jej samorządu – pani prezydent winna niezwłocznie doprowadzić do mocnej kontrofensywy. Choćby na poziomie prostego odwracania zarzutu, wedle  najprostszego szymelu: przecież w warszawce wszystkie ekipy kradły na potęgę, najbardziej Piskorski z komuchami, ale jeszcze intensywniej szła błatna robota pod półślepym oczkiem młodszego z Kaczorów. Taka już warszawki i tamecznych jurystów parszywa natura.
Tymczasem Hanna zemknęła na urlop (będzie jeszcze na wypoczynek sporo czasu, he, he), a w jej imieniu miota się przed kamerami jak gówno w przerębli młodociany, choć brodaty i okrutnie zwalisty zastępca Jóźwiak – o tyle niewiarygodny, że od dłuższego czasu typowany na delfina (carewicza), więc broniący zwyczajnie własnej najbliższej oraz dalszej przyszłości. Wymachuje ci on przed nosami zdumionych żurnalistów naszych świeżo sprokurowaną „białą księgą” reprywatyzacji po warszawsku (swoją drogą nadzwyczaj pouczający to dokument, szczególnie dla MO), miast przywołać jakieś zewnętrzne autorytety, zdolne bronić panny Hanny bardziej przekonującym sposobem. Niewykluczone też, że autorytety wobec jaskrawej oczywistości zarzutów również taktycznie ewakuowały się do swych mazurskich dacz.
Białą księgę warszawskiego pożydowskiego złodziejstwa pisze od lat ze znacznie większym powodzeniem młodziutki miejski aktywista i lider stowarzyszenia „Miasto Jest Nasze” - Jan Śpiewak, mimowolnie raczej niż świadomie dostarczający paliwa (a i żelaznych dowodów w przyszłym procesie karnym) dzielnym agentom CBA.
Gronkiewicz zakopała się w mateczniku, nie inaczej postępuje prezydent Paweł Adamowicz, drugi z liderów platformerskich wielkomiejskich twierdz, w tym przypadku Gdańska, przeznaczony do rychłego odstrzału. Taktyka chowania głowy w piasek i chytrieńkiej gry na przeczekanie sprawdzała się przy własnej, czyli szczerze zaprzyjaźnionej prokuraturze znakomicie, teraz stanowi niestety przejaw krańcowego zdebilenia. Ziobro wraz z towarzyszami grillować będą państwa prezydentostwa miesiącami, tanim kosztem dobijając Platformę Schetyny. Tenże polityczny geniusz strategii (i od niedawna nastojaszczy chadek z odzysku) nie ma żadnego pomysłu na tę sytuację ku ogromnej, nieskrywanej zresztą, uciesze demiurga Jarosława Wielkiego.
Oznajmia mianowicie nasz Capitano siedzący okrakiem na platfusowym Titaniku – robiąc przy tym na spóźnionej o jedynie o dwa miesiące press-konferencji miny srogie a uczone jak stara żydówka  – że nie poprze Bufetowej w ciemno, przeciwnie: zażąda od niej twardo pełnej transparentności (sic!) i niezależnego od nikogo zgoła specjalnego audytu.
Gregorio miły: przecież audyt już gotowy na Ziobry biureczku, może da ci poczytać przed aresztowaniem lepszej połowy Warszawy, dumnej i niezłomnej stolicy naszego pięknego kraju. Ciekawe, jakie rady ma słynny Capitano dla Adamowicza, któren to samorządowiec notorycznie kłamał w oświadczeniach majątkowych w nietrudnym do zrozumienia (dla normalnego Polaka rzecz jasna) celu ukrycia lewych dochodów. I w tym przypadku działał racjonalnie, dopóki trójmiejska prokuratura (a nawet poznańska) jadły mu z łaskawej ręki. W obecnej konfiguracji ziobryści rozniosą go na strzępy, prawidłowo i naukowo.
Zaiste, zgubna się okazała ślepa wiara światłych w końcu komunalnych prominentów w polityczny geniusz Donalda-emigranta. Tenże służył, służył wspaniale, ale wszystko na tym łez padole ma swój kres.
W tym naprawdę parszywym kontekście nader cienko prezentuje się organizowana w tej chwili (też, jak wszystko u platfusów, potwornie spóźniona) kontrofensywa Związku Miast Polskich oraz stowarzyszeń powiatów przeciwko pisowskiej centralizacji i mordowaniu Samorządnej Rzeczpospolitej. Rzeczpospolita duże i święte słowo, a złodziejstwo zwyczajnie śmierdzi, co myśląca publika – nawet wielkomiejska i liberalna – znakomicie wyczuwa. Czarne chmury nadciągają nad żałosną i zagubioną ojczyznę naszą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz