Dziś mamy 15 lipca pod wieczór, więc bitwa już zakończona, potęga Zakonu bezpowrotnie złamana, a psychopata Ulrich von Jungingen zadźgany chłopską rohatyną. Furiacki końcowy atak szesnastu chorągwi ciężkiej jazdy prowadzonej osobiście przez wielkiego mistrza, wspierany przez gości Zakonu - kwiat zachodnioeuropejskiego rycerstwa - załamał się na Małopolanach i rycerzach z Wielkiej Polski.
Ciężko było w to uwierzyć wtedy (w wielu stolicach podobnemu scenariuszowi nie dawano wiary jeszcze w połowie sierpnia), ciężko i dzisiaj. Przesądził militarny i polityczny geniusz Jagiełły, wschodni sposób wojowania (przede wszystkim dowodzenia), żelazna odporność smoleńskich pułków oraz nieprawdopodobna jakość naszej jazdy.
Warto dodać, że dzień był wyjątkowo upalny i komfort rycerzy parzonych do ciężkiego kalectwa własnym pancerzem nie należał do nadzwyczajnych. Jagiełło przezornie ukrył nasze hufce w krzaczorach i najsurowiej zabronił wychylać się z nich rycerstwu i piechocie przynajmniej do godziny dziewiątej. Do tego czasu Niemcy wraz ze znamienitymi sojusznikami byli ugotowani żywcem.
Na próżno wielki mistrz prowokował nas dwoma nagimi mieczami i cofał wspaniałomyślnie swą linię - stary litewski chytrus pozostawał na nasze szczęście nieugięty.
Przodem puścił lekką jazdę litewska i tatarską, która wpadła wprawdzie w starannie przez niemieckich macherów przygotowane wilcze doły zamaskowane faszyną, lecz rychło i bez przesadnego wysiłku z nich się wydobyła.
- Donnerwetter! - wyraził się wtedy nerwowy i nadmiernie pobudliwy Ulrich. Wódz, zwłaszcza naczelny, nie może grzeszyć histerią, siła spokoju zawsze bierze górę. Z sąsiedniego wzgórza kontrolujący wszystko tatarskim obyczajem Jagiełło wyrzekł był (właściwie wykrzyczał gdyż brakło naonczas profesjonalnego nagłośnienia) wiekopomne słowa: chorągwie kaliska, krakowska, sandomierska i poznańska naprzód!
Ruszył wtedy również Zawisza Czarny z Garbowa (to między Zawichostem a Sandomierzem) Sulimczyk, rycerz przedchorągiewny słynnej chorągwi krakowskiej prowadzonej przez zaprawionego w bojach Marcina z Wrocimowic. Tenże Zawisza, jeszcze niedawno w służbach wrogiego Polsce a sprzyjającego Krzyżakom Zygmunta Luksemburczyka wsławił się w pierwszej fazie bitwy przełamaniem dzielnych Frankończyków i Turyngów, w drugiej zaś i końcowej rozcięciem na pół olbrzymiego Arnolda von Baden (Baden), rycerza uważanego powszechnie w turniejowej Europie za niepokonanego. To załamało ducha w najtęższych nawet Teutonach.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz