Dwa wiekopomne wydarzenia zaburzyły Polakom idyllę niedzielnej sjesty: kongres PIS prawie jednogłośnie - choć jednak bez siedmiu tajemniczych sprawiedliwych - wybierający prezesa Kaczora na pięćdziesiątą drugą dożywotnią kadencję oraz wrocławski kongres (programowy?) PO. Na pierwszym pisiory fetowały swego wodza jak Czerwoni Khmerzy Pol-Pota (entuzjazm delegatów zdawał się nawet odrobinę bardziej autentyczny); drugi spęd zdominowały grobowe miny i wyczuwalna na każdym kroku sztuczność.
Nasz nieszczęsny el CAPITANO prężył swe boskie ciało we wrocławskiej Centennial Hall (jeszcze nie tak dawno Hali Ludowej). O żadnym programie rzecz jasna nikt z Platfusów nigdy nie słyszał (może poza Bonim), za to CAPITANO bohatersko straszył naszego prezydenta impeachmentem.
Straszne to, choć trudne słowo sen spędza z powiek Agaty i Andrzeja. Nawet teść poeta Kornhauser zarżał ze śmiechu.
Wreszcie wkurzyła się była Kopaczowa i z bezpiecznej od CAPITANO odległości (konkretnie z krakowskiego pogrzebu Janiny Paradowskiej) pogroziła silnorękiemu przywódcy PO, że publicznie go przepyta z tajnych konszachtów z pisiorami. List otwarty w tejże sprawie ogłosić ma również wrocławsko-legnicki poseł Huskowski Stanisław.
O cóż tu pytać na Bóg miły?
Próbował Gregorio z pisiorami obalić marszałka Przybylskiego, lecz niestety cała szóstka radnych PO wypięła się na swego komendanta. Gdyby poszli za wodzem, zapewne w pozostałych czternastu województwach pisiory szybciorem przejęłyby kontrolę - nad szmalem z RPO przede wszystkim. PSL pod wodzą Kosiniaka-Kamysza bywa nadspodziewanie lojalny, ale bez przesady.
Najgorzej jest być złym i słabym jednocześnie.
Miałeś chamie złoty róg, ostał ci się jeno sznur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz