sobota, 16 lipca 2016

Wiktorii grunwaldzkiej część druga lecz nie ostatnia - tajemnica zwycięstwa

Żaden z historyków polskich, żaden tez dziejopis niemiecki nie potrafił przekonująco wytłumaczyć mechanizmu krzyżackiej klęski. Na prawym skrzydle pod Stębarkiem litewska i tatarska jazda nie zdzierżyła żelaznej nawały i podała tyły. Część bohaterskich Witoldowych kniaziów oparła się aż w Wilnie. Pękło więc prawe skrzydło - Krzyżacy oraz goście Zakonu spod znaku świętego Jerzego pogonili za pierzchającymi, rychło jednak zawrócili. 
Polskie centrum i lewe skrzydło znalazły się w sytuacji śmiertelnego zagrożenia, bo wraża jazda wyszła mu na tyły. Wtedy to zachwiała się wielka chorągiew królewska z Orłem Białym, którą to rycerz Gotfryd wyrwał ze słabnących rąk rannego Marcina z Wrocimowic. Rozległ się ryk triumfu zakonnych rycerzy - w przedwczesnym uniesieniu zaintonowali oni nawet zwycięską pieśń "Chrystus zmartwychwstał". 
Gdyby Jagiełło wojował na modłę zachodnią, to jest brał udział bezpośrednio w bitwie wraz z główną masą uderzeniową, byłby to koniec. Chytry Litwin jednak dowodził na modłę Dżyngis Chana z sąsiedniego wzgórza, wszystko widział i na wszystko błyskawicznie reagował. Posłał tedy do boju przedostatnie odwody. Uratowały one sytuację, ba, chwilowo przechyliły szalę na polską stronę.
Wówczas wielki mistrz uderzył osobą własną na czele szesnastu doborowych chorągwi. Uderzenie to powinno było zmiażdżyć Polaków i przesądzić o losach bitwy.  
I teraz dochodzimy do sedna sprawy: Jagiełło zdołał uruchomić wprawdzie na czas ostatnie odwody, wszakże były one znacząco słabsze od krzyżackiej pancernej pięści. Jakimś cudem jednak Polacy zamknęli wielkiego mistrza w pierścieniu okrążenia, w którym cała elita Zakonu znalazła straszną śmierć. Straszną, bo dorzynali ich okoliczni chłopi.
Polegli wszyscy: wielki mistrz, wszyscy wielcy komturzy, wielki szpitalnik, wielki marszałek oraz skarbnik Zakonu. Położyli głowę prawie wszyscy zaproszeni przez Krzyżaków goście z zachodu - kwiat europejskiego turniejowego rycerstwa. 
O godzinie 19.00, na dwie godziny przed zachodem słońca olbrzymie pole bitwy zasłane było trupami w białych płaszczach. W ręce Polaków wpadły wszystkie (51) chorągwie zakonne. 
Każdy doświadczony historyk wojskowości, względnie praktyk dowódca czuje, że w tym obrazie coś się nie zgadza. Tajemniczy mechanizm polskiego zwycięstwa przypisać można interwencji boskiej, bardziej jednak śmiertelnemu zmęczeniu strony niemieckiej, która trzy godziny dłużej stała w żelaznych pancerzach w piekielnym upale.   
c. d. n. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz