Postronnej osobie trudno pojąć, z
jakiej to przyczyny Macierewicz obsesyjnie przymusza kolejnych naszych leciwych
bohaterów (kombatantów Poznania’56, Radomia ’76, teraz garstkę żyjących jeszcze
powstańców warszawskich) do wysłuchiwania idiotycznych litanii do „poległych”
pod Smoleńskiem.
Nie jest żadnym przypadkiem
zresztą, że poznaniacy i radomianie ulegli ministerialnemu szantażowi (bo nie
damy wojskowej asysty!), a warszawiacy stanowczo się zaparli. Powstańcy mają
mocną pozycję, niezłomny kręgosłup, a wojskową asystę mają w dupie. Sami byli
wojskowymi, przelewali krew i ryzykowali życie i zdrowie w prawdziwej,
okrutniej i bezwzględnej wojnie, więc smętnych poruczników współczesnego Wojska Polskiego do niczego nie potrzebują. Autystyczny
Macierewicz protestów nie słucha i za pośrednictwem ohydnie zapasionego
młodzieńca z apteki w Łomiankach wzywa bohaterskich
staruszków do swego gabinetu, żeby ich dalej straszyć i molestować.
Co na to wielki nasz Komandor,
Naczelnik Jarosław – Polskę zbaw? Wbrew pozorom po cichu wspiera Antoniego,
zdając sobie sprawę, jak słabiutka, wręcz żałosna jest realna martyrologia PiS,
czy mówiąc mniej bombastycznie a bardziej po ludzku, jak nędzny jest wkład
ludzi rządzącego ugrupowania w odzyskanie przez Polskę niepodległości.
Wałęsa, Kuroń, Michnik,
Frasyniuk, Borusewicz, Lis, Rulewski, Handzlik, Pałubicki, Borowczak, Pinior,
Milczanowski i cała czołówka ojców naszej niepodległości nie ma z PiSem nic
wspólnego i raczej już mieć nie będzie. Bohaterowie drugiej linii z Ruchu
Wolność i Pokój, Międzymiastówki Anarchistycznej, Pomarańczowej Alternatywy czy
PPS patrzą na PiS z zażenowaniem przemieszanym z palącym wstydem. Jakiekolwiek
opozycyjne zasługi mają w PiSie Macierewicz właśnie, Lipiński oraz
paradoksalnie trzej działacze żydowskiego pochodzenia, czyli Dorn (dawno
wyrzucony i w niełasce prezesa), Naimski i Wildstein. Dodajmy szczerze, że nie
była to ekstraklasa ruchu oporu: Wildstein cały stan wojenny i powojenny
spędził bohatersko w Paryżu, a Dorn i Naimski oddawali się wątpliwym udrękom
wewnętrznej emigracji, pozostając konsekwentnie na marginesie wydarzeń.
Reszty bohaterskich pisiorów nie
było wtedy na świecie, względnie oddawała się niebezpiecznej acz
odpowiedzialnej misji ministranta – inni
z kolei gieroje tak byli zakonspirowani, że nie tylko
bezpieka, ale nawet własne żony i kochanki pozostawały nieświadome ich tajemniczych
zatrudnień w okolicznych klozetach.
W tej trudnej i złożonej
psychiatrycznie sytuacji nie ma się co dziwić ogromnemu i nieustannie rosnącemu
zapotrzebowaniu naszych władców na
straszliwą i krwawą martyrologię. Śmieszne to jest do bólu, szkoda jedynie, że
bezpośrednią ofiarą tych kompleksów padają dziewięćdziesięcioletni uczestnicy warszawskiego zrywu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz