piątek, 22 lipca 2016

Powstańcy Warszawscy przez wampira Macierewicza dręczeni, czyli jak bladolicy ministranci dorabiają sobie kombatancką legendę

Postronnej osobie trudno pojąć, z jakiej to przyczyny Macierewicz obsesyjnie przymusza kolejnych naszych leciwych bohaterów (kombatantów Poznania’56, Radomia ’76, teraz garstkę żyjących jeszcze powstańców warszawskich) do wysłuchiwania idiotycznych litanii do „poległych” pod Smoleńskiem.
Nie jest żadnym przypadkiem zresztą, że poznaniacy i radomianie ulegli ministerialnemu szantażowi (bo nie damy wojskowej asysty!), a warszawiacy stanowczo się zaparli. Powstańcy mają mocną pozycję, niezłomny kręgosłup, a wojskową asystę mają w dupie. Sami byli wojskowymi, przelewali krew i ryzykowali życie i zdrowie w prawdziwej, okrutniej i bezwzględnej wojnie, więc smętnych poruczników współczesnego  Wojska Polskiego do niczego nie potrzebują. Autystyczny Macierewicz protestów nie słucha i za pośrednictwem ohydnie zapasionego młodzieńca z apteki w Łomiankach  wzywa bohaterskich staruszków do swego gabinetu, żeby ich dalej straszyć i molestować.
Co na to wielki nasz Komandor, Naczelnik Jarosław – Polskę zbaw? Wbrew pozorom po cichu wspiera Antoniego, zdając sobie sprawę, jak słabiutka, wręcz żałosna jest realna martyrologia PiS, czy mówiąc mniej bombastycznie a bardziej po ludzku, jak nędzny jest wkład ludzi rządzącego ugrupowania w odzyskanie przez Polskę niepodległości.
Wałęsa, Kuroń, Michnik, Frasyniuk, Borusewicz, Lis, Rulewski, Handzlik, Pałubicki, Borowczak, Pinior, Milczanowski i cała czołówka ojców naszej niepodległości nie ma z PiSem nic wspólnego i raczej już mieć nie będzie. Bohaterowie drugiej linii z Ruchu Wolność i Pokój, Międzymiastówki Anarchistycznej, Pomarańczowej Alternatywy czy PPS patrzą na PiS z zażenowaniem przemieszanym z palącym wstydem. Jakiekolwiek opozycyjne zasługi mają w PiSie Macierewicz właśnie, Lipiński oraz paradoksalnie trzej działacze żydowskiego pochodzenia, czyli Dorn (dawno wyrzucony i w niełasce prezesa), Naimski i Wildstein. Dodajmy szczerze, że nie była to ekstraklasa ruchu oporu: Wildstein cały stan wojenny i powojenny spędził bohatersko w Paryżu, a Dorn i Naimski oddawali się wątpliwym udrękom wewnętrznej emigracji, pozostając konsekwentnie na marginesie wydarzeń.
Reszty bohaterskich pisiorów nie było wtedy na świecie, względnie oddawała się niebezpiecznej acz odpowiedzialnej misji  ministranta – inni  z kolei gieroje  tak byli zakonspirowani, że nie tylko bezpieka, ale nawet własne żony i kochanki pozostawały nieświadome ich tajemniczych zatrudnień w okolicznych klozetach.

W tej trudnej i złożonej psychiatrycznie sytuacji nie ma się co dziwić ogromnemu i nieustannie rosnącemu zapotrzebowaniu  naszych władców na straszliwą i krwawą martyrologię. Śmieszne to jest do bólu, szkoda jedynie, że bezpośrednią ofiarą tych kompleksów padają dziewięćdziesięcioletni  uczestnicy warszawskiego zrywu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz