sobota, 9 lipca 2016

Nasi ulubieni czarni okupanci Franciszka rychłym przybyciem przerażeni

Jedzie ku nam Franciszek, jedzie, aż w końcu szczęśliwie dojedzie, toż Watykan o kurzy skok. Módlmy się tedy, żeby go na polskiej gościnnej ziemi snajper Daeshu nie kropnął, bo znamy nadludzką sprawność pisiorskiej bezpieki. Nie mówmy o zbrodniczej kuli fanatyka-zamachowca, pomówmy lepiej o jadzie w ustach naszych purpuratów, którzy z obłudnymi uśmiechami na zapasionych obliczach witać będą Ojca Świętego, choć nie-Polaka już niestety, oj niestety. Utopili by go świątobliwi biskupi nasi w łyżce wody święconej, cóż kiedy hierarchia to hierarchia, na nią w Kościele-matce naszej nic nie poradzisz.
Cóż za okropieństwa wygadywał Ojciec Święty przed wizytą na podkrakowskich błoniach! Sodoma i Gomora! Wyraził się na przykład, że jedzie do młodzieży polskiej i wszelakiej, nie zaś do polskiego episkopatu - toż to chamstwo bezprzykładne! Albo gadał cóś o państwie wyznaniowym, że ono szkodliwym być może bardziej od wenerycznej, a wstydliwej choroby. Wyznał też, że ewangeliczna miłość milsza jest Chrystusowi od faryzejskich pohukiwań i gromów miotanych z ambony na przerażone owieczki. Co Franciszek gębę rozewrze, naszych biskupów zęby bolą i cały organizm.
Po cóż on tu przyjeżdża - niech przyjeżdża i czem prędzej zawija się z powrotem, bo jeszcze tym niewczesnym wolnomyślicielstwem kogo zarazi, świecką osobę albo - Boże uchowaj - duchowną. I zgorszenie gotowe.
Pisiory też z nim mają mają nielekko: nie po to ofiarowali Kościołowi polskiemu wyłączność na spekulację ziemią, by teraz od głowy Kościoła powszechnego jakichś horrendalnych bezeceństw wysłuchiwać. Ojciec Dyrektor zaś wianuszkiem dewotek otoczon też jakiś rozdrażniony wydaje się, całkiem nie w sosie. Tyle lat radiowej ewangelizacji, tyle lat łupienia oszalałych emerytek z wdowiego grosza, a tu ten... Aż słów chrześcijańskich w Toruniu brakuje naszym umiłowanym redemptorystom.
Żebyż jeszcze ten argentyński cholerny jezuita był Polakiem! Wojtyle też zdarzało się grzeszyć przesadnym liberalizmem, ale po pierwsze rzadko, po drugie co swój to swój. Nawet, gdy naród nasz nie za bardzo wiedział, o co mu  właściwie chodzi, i tak go kochał za to, że jest Papieżem-Polakiem. Zresztą pewnie trochę musiał nasz polski Papież liberalnie ściemniać, bo watykańska racja stanu tego wymagała.
I jeszcze na domiar złego Franciszek nie kwapi się do poparcia całkowitego zakazu aborcji i nie każe zgwałconym rodzić! Bredzi coś o miłosierdziu, jakby był chory na głowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz