sobota, 25 czerwca 2016

Nasza husaria powraca

Tak wielu uznało już naszych skrzydlatych niezwyciężonych jeźdźców za twór dawno miniony, muzealny - nieco też operetkowo-pogrzebowy. Tak wielu z nas położyło już na biednych husarzach krzyżyk. 
I co? Lewandowski z Błaszczykowskim, z Kapustką Milik, z Pazdanem Glik, a z Krychowiakiem Grosicki pokazali narodowi, że sama idea niezwyciężonej jazdy polskiej nieśmiertelną jest, jak nie przymierzając Lenin w swym kremlowskim sarkofagu. 
Co czyni husarz przed bitwą?
Najpierw odkłada kielich, podaje pachołkowi pusty już kufel, następnie ociera wąs i ust pąkowie z piany, wreszcie na koniec wyjmuje z pochwy szablę i nią się po bożemu żegna. Hetman buławę wznosi, za nim pułkownicy i rotmistrze husarskiego znaku.
Jedno już tylko zostaje przesłanie do piechoty i jazdy wroga: pierzchajcie (spierdalajcie), życie swoje, które wam matka dała ratujcie biedaki, kim byście nie byli. Macie na to około 55 sekund, my natenczas damy ostrogę naszym  bojowym ogierom. 
Jeśli szyk przeciwnika nie zachwiał się i wytrzymał straszliwy widok sposobiących się do boju pancernych towarzyszy - wtedy bij zabij, w imię boże i przenajświętszej Maryi Dziewicy!
Nikt z tego żywy nie wyjdzie, nie ma niestety takiej możliwości. Pod Kłuszynem część chorągwi, głównie najlepszych koronnych, zmuszona była szarżować po kilkanaście razy. Połamawszy kopie i poszczerbiwszy koncerze, bili kacapa szablą i obuszkiem. 
Cztery tysiące pancernych rozniosło w proch i pył czterdzieści osiem tysięcy doborowych sołdatów i szwedzkich knechtów. 
Niech to będzie ostateczną przestrogą dla tych, co ośmielą się stanąć nam na drodze do mistrzostwa Europy Anno Domini 2016. 
Naprzód pancerni towarzysze, nam zwycięstwo albo śmierć. 

1 komentarz: